Złoty pociąg

Złoty Pociąg Widmo

Dwóch mężczyzn zgłosiło się do wałbrzyskiego Starostwa Powiatowego. Jak twierdzili, znaleźli oni słynny “Złoty Pociąg” i wyjawią jego lokalizację w zamian za 10% wartości znalezionego skarbu. 10% z 300 ton zaginionego Złota Wrocławia, według dzisiejszej wyceny… to byłoby jakieś… 4 miliardy złotych…

Gdyby ta historia znalazła szczęśliwe zakończenie, do Wałbrzycha mogłoby zwalić się pół Hollywood. Jest jednak kilka problemów…

Złoto Wrocławia

“Skąd, na boga taki zapas złota w upadającej III Rzeszy” – pisze Bogusław Wołoszański na swoim blogu na wieść o tym, że Złoty Pociąg zawierać ma 300 ton złota. Rzeczywiście zakładając nawet, że III Rzesza zagrabiła mnóstwo złota w czasie wojny, z pewnością nie trzymała go w Breslau w przeddzień radzieckiej ofensywy. W takim razie skąd wzięła się legenda Złota Wrocławia?

Pod koniec 1944 roku trwały przygotowania do obrony miasta. Prezydium Policji skierowało do ludności cywilnej nakaz deponowania kosztowności pod pretekstem zabezpieczenia majątków przed grabieżą. Zebrane złoto, srebro i papiery wartościowe trafiły do dwudziestu trzech metalowych skrzyń i miały zostać ewakuowane drogą lotniczą. Plan ten zawiódł po tym, jak samolot został ostrzelany przez Rosjan i powrócił na pas startowy.

Tu pojawia się postać niemieckiego policjanta Herberta Klose. Dowodził on ewakuacją skrzyń, które przeładowano teraz na ciężarówki. Wiemy o tym, ponieważ Klose, jako członek Werwolfu (niemieckiej organizacji dywersyjnej, która miała działać na ziemiach odzyskanych) osiedlił się pod fałszywą tożsamością we wsi Sędziszowa, gdzie funkcjonował przez lata jako weterynarz. W 1953 roku został aresztowany i przesłuchany przez SB i to właśnie podczas tych długich i bolesnych spotkań, wyznał część prawdy o Złocie Wrocławia.

W zeznaniach Klosego pojawiły się takie lokalizacje jak Biały Jar (pod Śnieżką), Cieplice, Góra Wielisławka (okolice Sędziszowej), Ostrzyca (Pogórze Kaczawskie), Ślęża, Zamek Grodziec oraz podziemia Twierdzy Kłodzkiej. Oczywiście można przyjąć, że Klose kłamał, by chronić nazistowskie precjoza. Jest jednak niemal pewne, że Złoty Pociąg nie zawiera 300 ton Złota Wrocławia (największy skład złota Hitlera został znaleziony w kopalni Merkers w Turyngii).

Co zatem zawiera Złoty Pociąg?

Jest wiele teorii na temat tego, co przewoził słynny (po prostu) pociąg. Prawdopodobnie tyle samo, co na temat wszystkich obiektów poniemieckich, znajdujących się w okolicach Wałbrzycha, Książa i Gór Sowich. Według historyków i pasjonatów podziemnych tuneli, tereny te są pełne instalacji zbudowanych przez Niemców. Część z nich jest dostępna (jak pomieszczenia pod zamkiem w Książu czy kompleks Riese), zaś wiele hitlerowcy pogrzebali pod skałami i ziemią.

Spośród wielu teorii dotyczących przeznaczenia instalacji, najbardziej sensowne wydają się te o fabrykach broni, laboratoriach badawczych oraz – po prostu – schronach. Legendy mówią o podziemnym mieście, w którym schronienie mieli znaleźć najwyżsi rangą oficerowie i funkcjonariusze wraz z rodzinami. Znajduje to swoje uzasadnienie w olbrzymiej skali przedsięwzięcia, której tak naprawdę nie jesteśmy w stanie tak do końca oszacować.

Podobnie rzecz ma się z bronią i laboratoriami. Fakt, że Niemcy tak skrzętnie wszystko po sobie powysadzali sugeruje, że mogli chcieć coś ukryć. Na przykład kolejną generację rakiet bojowych czy bombę atomową. Pociąg mógł zatem zawierać części, podzespoły do prototypów, dokumentację lub po prostu ważny personel naukowy.

Gdzie jest pociąg?

Wiele przesłanek wskazuje na to, że rzeczywiście był jakiś pociąg. Mówi się nawet o KONKRETNYM pociągu, który składał się z dwóch lokomotyw, dwóch wagonów towarowych oraz jednego osobowego (jak słusznie zauważył Pan Wołoszański – wycofywanie z frontu pociągu pancernego w trakcie natarcia Rosjan byłoby co najmniej nierozsądne, a prawdopodobnie także ukarane rozstrzelaniem). Z trwających ponad 50 lat badań wałbrzyskiego górnika Tadeusza Słowikowskiego oraz zgromadzonych przez niego materiałów wynika, że pociąg rzeczywiście mógł zostać przetoczony na bocznicę, wprowadzony do tunelu i zasypany. Dość wiarygodna wydaje się także lokalizacja podawana przez Pana Słowikowskiego – 65 kilometr trasy Wrocław-Wałbrzych, tuż przed Lubiechowem.

Najbardziej wiarygodne w tej sprawie są zeznania naocznych świadków, którzy twierdzili, że takowa bocznica istniała. Potwierdzają to także niemieckie dokumenty. Rozmaici eksperci oraz poszukiwacze skarbów kładą duży nacisk na niecodzienne ułożenie terenu sugerujące, jakoby znajdowało się tam dawne osypisko mogące powstać np. w wyniku wysadzenia znajdującego się pod ziemią tunelu. W miejscu tym rosną także mniejsze i młodsze drzewa. Od tego miejsca do zamku w Książu jest w linii prostej jakieś 3-4 km. Odległość całkiem realna do budowy tunelu dla Niemców, zważywszy, że pomiędzy Soboniem a Sokolcem znajduje się tunel liczący 6250 metrów.

W rzeczywistości pociąg może być gdzieś pomiędzy domniemanym zasypanym tunelem a Książem. Lub w zupełnie innym miejscu. Na niekorzyść teorii Tadeusza Słowikowskiego przemawia fakt, że w 1991 roku obszar ten został sprawdzony przez wojsko. Wprawdzie oficjalne stanowisko nie zostało publicznie przedstawione, jednak dyskretne wydobycie pociągu, w tajemnicy przed mieszkańcami okolicznych wsi, wydaje się mało prawdopodobne.

Bez względu na to, gdzie jest pociąg i co zawiera, pozostaje nam cieszyć się z całkiem udanej promocji regionu. Być może wkrótce pojawią się atrakcje turystyczne, a z nimi pieniądze ciekawskich zjeżdżających z całej Polski. Co do znaleźnego – Polskie prawo niestety nie nagradza za wykopywanie obiektów historycznych. Wręcz przeciwnie. A nawet gdyby się uprzeć, zgodnie z art. 188 k.c. znaleźne nie przysługuje znalazcy, gdy rzecz została znaleziona w budynku publicznym, w środkach transportu publicznego a także… w wagonie.

Fot. Pixabay.com