Jak inwestować w złoto?

Złoto w PRL

Niemal przez cały czas PRL-u państwo uprawiało schizofreniczną politykę. Oficjalnie obrót złotem i walutami był zakazany, a za naruszenie zakazu groziła nawet kara śmierci. W praktyce jednak przemyt złota przyjmował masowe rozmiary, a nielegalne dewizy stanowiły jeden z filarów socjalistycznej gospodarki.

Czytaj także: Złoto w Polsce

Reforma walutowa

XX wiek to chyba najtrudniejsze gospodarczo stulecie dla dzisiejszych ziem polskich. Najpierw ogromne zniszczenia spowodowane I wojną światową i walkami o niepodległość Polski, potem Wielki Kryzys, rabunek dwóch totalitaryzmów, a w końcu komunistyczne władze. Nic dziwnego, że Polacy nauczyli się nie ufać własnej walucie i papierom wartościowym. Swoje oszczędności woleli przechowywać w walutach zagranicznych, a zwłaszcza w złocie.

Komuniści, którzy przejęli władzę w Polsce po II wojnie światowej, świetnie zdawali sobie z tego sprawę. Chcieli jednym ruchem pogrążyć wszystkich posiadających oszczędności, jak i pozyskać środki, których nie potrafiła dostarczyć nieudolna gospodarka centralnie planowana. Narzędziem stały się dwie ustawy z 28 października 1950 r.

Czytaj także: Historia NBP i bankowości centralnej w Polsce

Pierwsza dotyczyła reformy walutowej

Sposób jej przygotowania i wprowadzenia przypomina scenariusz filmu szpiegowsko-gangsterskiego. Nowe złotówki przygotowywano przez dwa lata w największej tajemnicy, do której dostęp mieli tylko najwyżsi funkcjonariusze reżimu. Dopiero dwa dni przed wprowadzeniem nowej waluty wojewódzkie Urzędy Bezpieczeństwa Wewnętrznego otrzymały informację o transportach specjalnych (ale nie o ich zawartości). Szkolenia szefów banków odbyły się na kilka dni przed reformą, a do tego czasu każdy dostał indywidualnego „opiekuna” z bezpieki. Sejm został nafaszerowany podsłuchami, a ustawy poddana pod głosowanie stanowiły dla posłów kompletne zaskoczenie.

W efekcie reformy walutowej wszystkie ceny, płace i oszczędności w bankach przeliczano w stosunku 100 złotych starych na 3 nowe. Jednak przechowywaną gotówkę można było wymienić jedynie w stosunku 100:1. Oznaczało to, że państwo rabowało 2/3 oszczędności obywateli. Choć oficjalnie miał to być sposób na spekulantów, w praktyce najbardziej po kieszeni dostali chłopi, którzy zdążyli już sprzedać płody rolne za gotówkę, ale nie zdążyli jeszcze jej wydać.

Czytaj także: Burzliwa historia polskiego złota podczas II wojny światowej

Także sposób wprowadzenia reformy pokazywał złą wolę rządzących

Pieniądze można było wymieniać zaledwie od 30 października do 8 listopada. Dla porównania, podczas denominacji z 1994 r. stare pieniądze funkcjonowały w obiegu dwa lata od wprowadzenia nowych, a wymieniać w banku można je było przez szesnaście lat.

Władze jednak świetnie zdawały sobie sprawę, że to nie wystarczy, żeby obrabować Polaków. Po II wojnie światowej w Polsce przechowywano mnóstwo złota, a wracający po wojennej zawierusze z zagranicy przywozili cała masę dewiz. Dlatego drugą z ustaw uchwalonych 28 października 1950 r. była ustawa o zakazie obrotu walutami i złotem. Przewidywała ona drakońskie kary. Za samo posiadanie można było dostać 15 lat więzienia, handel obejmowała pełna paleta kar, z karą śmierci włącznie.

Obywatelom umożliwiono odsprzedanie walut i złota, ale po cenach tak śmiesznie zaniżonych, że większość Polaków postanowiła zawierzyć oszczędności „bankom ziemskim”, czyli po prostu zakopać.

Czytaj także: Afery finansowe, w których Polacy tracili oszczędności

Złoto, waluty i Pewex

W roku 1960, na fali gomułkowskiej odwilży, zrezygnowana z karania obywateli za posiadanie walut i złota, kary za handel znacznie złagodzono, a państwowe kantory zaczęły skupować dewizy i kruszec po cenach zbliżonych do rynkowych. Na początku władze nie doszacowały podaży i zabrakło gotówki. Obywatele PRL nagle zaczęli masowo „odnajdować” złote monety, sztabki, biżuterię i waluty.

Oficjalnie jednak placówki te miały skupować walutę nadsyłaną zza granicy i przywiezioną z zagranicznych wyjazdów. W zamian Polacy dostawali bony towarowe, którymi można było robić zakupy w kioskach walutowych. Był to tak zwany eksport wewnętrzny, stąd w latach 70-tych przekształcono je w Przedsiębiorstwo Eksportu Wewnętrznego, czyli Pewex.

Czytaj także: Największy skok w PRL – milionerzy z Wołowa

W Pewexie można było nabyć niedostępne w oficjalnym obiegu towary luksusowe, importowane, a także rzadko spotykane towary krajowe, znacznie lepszej jakości, bez kolejek, talonów i kartek. Bony Pewexu stały się więc nieoficjalną walutą. Drugim, podobnym przedsiębiorstwem, obsługującym głównie marynarzy, stała się Baltona.

Sklepy Pewexu zostały natychmiast obstawione przez cinkciarzy, czyli czarnorynkowych handlarzy walutą. Oferowali oni kurs 2-3 razy lepszy niż oficjalny, a ich nazwa pochodziła od zawołania, którym wabili zagranicznych turystów „change money, good price”, co wymawiali podobnie do „cinć mani”. Oficjalnie działali nielegalnie, ale wobec znacznego ich spenetrowania przez SB, milicja zostawiała ich w spokoju. W zamian cinkciarze donosili bezpiece o zachowaniu gości z zagranicy.

W efekcie w PRL wytworzył się drugi obieg walutowy, w którym główną rolę odgrywały dolary i złoto. Korzystali z niego głównie prywaciarze, świat przestępczy i nomenklatura partyjna. Dolary pełniły rolę waluty obiegowej, za którą robiono zakupy w Pewexie. Państwo dzięki temu pozyskiwało dewizy do importu zagranicznych towarów, jako że złotówka do lat 90-tych pozostawała walutą niewymienną. Z kolei w złocie trzymano oszczędności, co powodowało znaczny popyt na złoto i ceny wyższe niż za granicą.

Polacy zaczęli masowo przemycać złoto

Przywozili je turyści z wyjazdów wakacyjnych w przemyślnych skrytkach, sportowcy, marynarze, a nawet dyplomaci. Zresztą nie tylko polscy. Także dyplomaci zagraniczni zwietrzyli interes i często kupowali u siebie złoto taniej, by drożej sprzedać je w Polsce za walutę, która często służyła… do kupowania złota. Tak wytworzył się dość sprawnie działający ekosystem.

Oczywiście nie wszystko wyglądało tak prosto jak napisałem. Choć władze nie naciskały na zwalczanie przemytu, to jednak w przypadku ujawnienia „mrówki” mogły liczyć na dość surowe wyroki. Także interesy z cinkciarzami były obarczone sporym ryzykiem. Zwłaszcza nieświadomym zagranicznym turystom cinkciarze często wciskali fałszywą lub nieaktualną walutę. Z kolei szajki romskie wyspecjalizowały się w sprzedawaniu tombaku jako złota.

Na pokusy nie byli odporni nawet funkcjonariusze władzy

Co udowodniły liczne afery, na czele z najsłynniejszą, czyli aferą „żelazo”. W ramach tej akcji funkcjonariusze wywiadu PRL nawiązywali współpracę z pospolitymi bandytami w Europie Zachodniej. Tam dopuszczali się rabunków, a nawet morderstw. Zrabowane złoto, waluty i kosztowności trafiały do Polski.

Celem akcji było pozyskanie środków na finansowanie innych operacji wywiadu, ale szybko większość łupów zaczęła „znikać” wśród wysokich funkcjonariuszy państwa i wywiadu. Afera wyszła na jaw jeszcze w PRL, a oskarżeni stanęli przed sądem w 1985 r.

Barwny świat cinkciarzy i drugiego obiegu złota i waluty odszedł po upadku PRL-u. Jeszcze w 1990 r. złotówka stała się walutą wymienialną i otwarto pierwsze prywatne kantory. W tym samym roku NBP udzielił pierwszej prywatnej firmie zezwolenia na handel złotem. Pewex złożył wniosek o upadłość w 1993 r. i został ostatecznie zlikwidowany cztery lata później. W 2013 r. grupa przedsiębiorców odkupiła prawa do marki i prowadzi sklep internetowy stylizowany na PRL. Baltona znacznie straciła na znaczeniu i działa jako sieć sklepów wolnocłowych, od 2013 r. notowana jest na GPW.

Pozostała jedynie nieufność obywateli do państwa i zaufanie do złota jako najpewniejszej lokaty kapitału.