Nie! Bitcoin, to nie „nowe złoto”

Kilka dni temu Mohamed A. El-Erian na łamach Bloomberga zasugerował, ze złoto może tracić swój status „bezpiecznej przystani”, przez wzgląd na niekonwencjonalną politykę walutową oraz kryptowaluty. Dowodem na to miała być zbyt słaba reakcja złota na wystrzelenie przez Korę Północną pocisku. Cena złota wzrosła „tylko o 1%”.

Czytaj także: Czy to już koniec bitcoina i kryptowalut?

Fani Bitcoina już zacierają ręce, ponieważ ten nie dość, że rośnie, to jeszcze rośnie dużo bardziej spektakularnie niż złoto, w obliczu ryzyka geopolitycznego. Ale czy na pewno?

Czytaj także: Ryzyko i oszustwo – gdzie jest granica?

Czym jest „bezpieczna przystań”?

Bezpieczeństwo w kontekście złota nie oznacza, iż jego cena nieustannie rośnie i nigdy nie spada. Wręcz przeciwnie – cena złota czasem spada. Jeśli wyobrazimy sobie huśtawkę, to na jednym jej końcu będzie amerykański dolar i rynki finansowe, na drugim zaś złoto. Gdy na rynkach jest hossa, złoto zwykle zniżkuje, co stanowić może moment dogodny na uzupełnienie części zabezpieczającej portfela. Kiedy robi się ryzykownie, pieniądze odpływają z giełd i idą w stronę „bezpiecznych przystani” m.in. złota. Popyt wywiera presję na ceny i mamy wzrost.

Oczywiście rynek jest żywy, działa na niego mnóstwo czynników i czasem wydaje się, że nie działa tu żadna logika. Szczególnie, gdy na świecie dzieją się rzeczy niewidoczne dla oka przeciętnego inwestora.

Dlaczego złoto nie rośnie tak spektakularnie jak Bitcoin?

Wzrosty nie są satysfakcjonujące dla pana El-Eriana, co nie oznacza wcale, że reakcja jest zbyt słaba. Nie zapominajmy, że żyjemy w finansowym ekosystemie, na który wpływają setki, jeśli nie tysiące czynników. Prawdą jest, że zyski na Bitcoinie są kuszące. Skoro Bitcoin rośnie, kapitał z rynków finansowych rzeczywiście może trafiać do Bitcoina czy Ethereum. Tak naprawdę może także trafiać na dowolny, inny rynek inwestycji alternatywnych np. diamentów, które także świetnie chronią pieniądze.

Należy pamiętać także o rywalizacji między USA a Chinami. Zarówno złoto jak i Bitcoin stoją w opozycji do dolara amerykańskiego. Dlatego Chiny od lat gromadzą złoto. Chiny są także krajem, w którym znajduje się największa ilość kopaczy Bitcoina (wg. Kaspersky Lab 81%). O ile jednak złoto jest ściśle powiązane z dolarem, a co za tym idzie, z sytuacją na światowych rynkach finansowych, o tyle Bitcoin jest powiązany z… No właśnie – trudno jednoznacznie określić, na czym bazują fundamenty tej kryptowaluty, i dlaczego jej cena rośnie. Na logikę tym, co napędza Bitcoin jest niechęć do tradycyjnego systemu walutowego i banków centralnych.

Nie można także wykluczyć, że mamy do czynienia z bańką technologiczną, podobną do bańki dotcomów z przełomu wieków, albo że jest to celowy zabieg, którego celem jest uderzenie w dolara.

Czytaj także: Petro nie wypaliło. Wenezuela pogrąża się nadal

Korelacje z ryzykiem geopolitycznym

„Bezpieczną przystań” cechuje fakt, że uciekają do niej inwestorzy w obliczu różnego rodzaju zagrożeń, i złoto jest za taką uważane m.in. dlatego, że istnieje w postaci fizycznej, nie na papierze czy w formie zapisu cyfrowego, jak większość instrumentów finansowych. Ponadto jego cena nie spadnie raczej poniżej kosztu wydobycia takiej ilości złota, by zaspokoiła popyt przemysłu. W przeciwieństwie do akcji czy walut, które mogą stać się bezwartościowymi świstkami z dnia na dzień, o ile coś pójdzie nie tak.

Mohamed A. El-Erian sugeruje, że wzrost o 1% to zbyt mała reakcja na wystrzelenie rakiety przez Koreę Północną. Zaś Bitcoin rósł jak szalony. Tyle, że Bitcoin rośnie jak szalony niemal od początku tego roku.

Jeżeli prześledzimy historię cen złota i Bitcoina, w obliczu rozmaitych napięć geopolitycznych, zauważymy, że ceny kryptowalut raczej słabo korelują z geopolityką. Przykładem może być końcówka 2013 roku, kiedy to mieliśmy do czynienia z Euromajdanem, który później przerodził się konflikt zbrojny. Złoto od początku 2014 roku szło w górę. Bitcoin zaliczył pod koniec 2013 swój pierwszy szczyt, ale potem, przez kolejne półtora roku leciał w dół. Należy przy tym podkreślić, że z wielu względów rok 2013 był dla Bitcoina bardzo korzystny. Pojawiły się pierwsze próby jego regulacji, kapitalizacja przekroczyła 1 miliard dolarów, a pod względem ilości przesłanych środków, Bitcoin wyprzedził Western Union.

W lutym 2014 doszło do zniknięcia giełdy Mt.Gox, co prawdopodobnie zapoczątkowało złą passę Bitcoina, nie mającą żadnego związku z jakimikolwiek czynnikami geopolitycznymi, ani gospodarczymi.

Zysk zawsze idzie w parze z ryzykiem

Przy zachowaniu pewnej dynamiki wzrostu, Bitcoin mógłby uchodzić za nowy, technologiczny cud. Jednak to, co obserwujemy wokół kryptowalut, można nazwać zwyczajną histerią. A emocje mało mają wspólnego z bezpieczeństwem. Bitcoin na pewno nie odbierze złotu statusu „bezpiecznej przystani”, bo obecnie przypomina raczej ryzykowną zabawę, którą mogliśmy zaobserwować na amerykańskich filmach z nastolatkami – wyścig w stronę przepaści. Kto zahamuje pierwszy ten cykor.

fot. allanlau2000, pixabay.com, CC0

English (angielski)