Wirtualne pieniądze i realne straty

Inwestowanie w kryptowaluty jest obarczone wysokim ryzykiem. Może się ono zmaterializować, jak to miało miejsce w przypadku najstarszej giełdy bitcoinów w Polsce.

Czytaj także: Czy to już koniec bitcoina i kryptowalut?

Od 2009 roku zawrotną karierę na światowym rynku finansowym robi bitcoin, handlowany za pośrednictwem internetowych platform typu peer-to-peer. Bitcoin jest to kryptowaluta, istniejąca tylko w postaci zapisu na dysku komputera. Nie opiera się na zaufaniu wobec emitenta, gdyż taki nie istnieje. Jego notowania nie zależą od sytuacji ekonomicznej jakiegokolwiek kraju lecz są wynikiem działania sił podaży i popytu. Oznacza to, że mogą występować niebezpieczne bańki spekulacyjne. Rynek ten nie jest odpowiedni dla inwestorów konserwatywnych, mających awersję do ryzyka. A jeżeli ktoś zaślepiony wizją wysokich zysków zainwestuje oszczędności powinien liczyć się także ze stratą.

Czytaj także: Ryzyko i oszustwo – gdzie jest granica?

Pierwsza bańka spekulacyjna pojawiła się w 2013 roku. Po silnej korekcie w 2015 roku rozpoczęła się kolejna hossa i jest kontynuowana z krótkotrwałymi korektami do chwili obecnej. W okresie ostatnich 12 miesięcy kurs bitcoina wzrósł z 370 do 1000 dolarów amerykańskich (luty 2016 – luty 2017). Natomiast 5 lat temu za bitcoina płacono 5,5 USD. Bitcoin jest też wyceniany w złotówkach a jego cena zależy od kursu aktualnego walutowego.

Nie brakuje też problemów na tym rynku. Przykładem jest najstarsza polska giełda Bitcurex, posiadająca kapitał zakładowy zaledwie 6 tys. zł. Podmiot ten nie podlega nadzorowi państwowemu sprawowanemu przez Komisję Nadzoru Finansowego. Użytkownicy tej giełdy stracili w październiku 2016 roku dostęp do swoich wirtualnych portfeli i nie mogli dysponować posiadanymi bitcoinami – „wyparowało” około 2300 sztuk bitcoinów o łącznej wartości 9,2 mln zł, według kursu z początku lutego bieżącego roku. Zarząd spółki wydał oświadczenie, wskazując na ingerencję osób trzecich w system informatyczny. Jednak nie wszyscy inwestorzy uwierzyli w tego rodzaju tłumaczenia.

Czytaj także: Petro nie wypaliło. Wenezuela pogrąża się nadal

Jeżeli giełda została zaatakowana przez cyberprzestępców to poszkodowani inwestorzy raczej nie odzyskają pieniędzy. Mogli oni działać z innego kraju, skąd trudno będzie uzyskać pomoc prawną. Na forach internetowych można znaleźć hipotezy, że doszło do defraudacji przez ludzi związanych z giełdą. Sprawą zajmuje się prokuratura, ale wątpliwym wydaje się, że zakończy się ona pomyślnie dla poszkodowanych inwestorów.

Nie jest to odosobniony przypadek – podobne zdarzenia miały miejsce również w innych krajach. Bitcoin nie jest instrumentem finansowym ani prawnym środkiem płatniczym, więc nie mają zastosowania, obowiązujące w tym zakresie, przepisy prawa. Można więc go traktować, jako abstrakcyjne prawo majątkowe.

Inwestujący w bitcoiny są narażeni zarówno na ryzyko wynikające ze zmian kursów, jak też utraty swoich wirtualnych aktywów. Jest to wysoce spekulacyjny rynek, na którym trudno przewidzieć zmiany notowań. Systemy informatyczne tego rodzaju giełd nie dorównują pod względem bezpieczeństwa systemom bankowym. To generuje ryzyko utraty aktywów klientów w wyniku ataku cybernetycznego, w odróżnieniu od inwestycji na przykład w złoto czy srebro. Tu inwestor otrzymuje do ręki kruszec, za który zapłacił więc może nim swobodnie dysponować i decydować o sposobie zabezpieczenia.

fot. typographyimages, pixabay.com, CC0