FED pompuje Wall Street. Złoto w górę

Sporo wydarzyło się w ubiegłym tygodniu. Nie tyle pod względem ilościowym, co jakościowym. Ostatnie miesiące to czas naciągania sprężyny oraz oczekiwania, kiedy w końcu strzeli. Wprawdzie w dalszym ciągu nie strzeliła, jednak obraz sytuacji stał się nieco bardziej klarowny.

Kryzys z 2008 r. i bańka dot-com bazowały na pewnym wspólnym mechanizmie – w obu przypadkach mieliśmy do czynienia z bańką, której paliwa dostarczyły tanie pieniądze. Oczywiście w latach 90-tych standardy „niskich stóp” były inne, ale działało to podobnie – ludzie pożyczali, by inwestować. A gdy pożyczyli za dużo, FED podnosił stopy, by przykręcić nieco kurek z pieniędzmi, a inwestorzy bankrutowali. To uruchamiało ciąg zdarzeń, jak w dominie.

Źródło: https://www.macrotrends.net

Dziś na 99 proc. również mamy bańkę, albo nawet i kilka baniek. I znów mówi się o tym, że inwestorzy siedzą na wielkiej dźwigni. Wyraźnie widać to po reakcjach giełdy na wieści z FED – ostatnia ubiegłoroczna podwyżka zaowocowała wzrostem niepokoju. Teraz każdy sygnał „gołębi” to wzrost entuzjazmu i ożywienie na parkiecie. I to właśnie mogliśmy zobaczyć w ubiegłym tygodniu, o ile tylko oderwaliśmy się od relaksu i wypoczynku z rodziną, i rzuciliśmy okiem na to, co się dzieje.

Środowe wieści z FED są takie, że stopy procentowe pozostają bez zmian. Przy czym aż ośmiu członków rady opowiedziało się w dot-plot za obniżką w tym roku, ośmiu za brakiem zmian, zaś tylko jeden za podniesieniem stóp. Rynek zareagował natychmiastowo. Wall Street poszło w górę, dolar w dół, a co za tym idzie – cena złota również w górę. Inwestorzy są przekonani, że stopy procentowe zostaną obniżone już w lipcu, a być może do końca tego roku nawet jeszcze 2-3 razy.

Oznacza to, że w głowach inwestorów tli się obawa przed nieuchronnie zbliżającym się krachem. Teraz gra toczy się o zmaksymalizowanie zysków i ucieczkę, zanim bańka pęknie. Istnieje wiele analogii między teraźniejszością, a czasem tuż przed kryzysem z 2008 r. lub z jego początkowej fazy. Może uda się łagodnie rozbroić tę bombę, a może waga innych okoliczności okaże się większa. Raczej mało prawdopodobne wydaje się, aby rynki finansowe i gospodarki wyszły z tego wszystkiego absolutnie bez szwanku.

Czytaj także: Kryzys subprime, czyli jak zadłużenie ubogich amerykanów wstrząsnęło światem

Jedną z wyraźnych analogii pomiędzy teraźniejszością, a czasem sprzed ostatniego kryzysu, jest cena złota. W drugiej połowie ubiegłego roku złoto zanotowało gigantyczną zapaść. Jeśli prześledzimy notowania kruszcu w 2008 roku, zauważymy, że wtedy również doszło do zapaści. Rok 2008 wyglądał bardzo podobnie pod tym względem do roku 2018. W pierwszym kwartale ceny trzymały się dobrze. Później nastąpił duży spadek, a od momentu bankructwa Lehman Brothers rozpoczął się rajd, który trwał do szczytu w 2011 roku. Od dna w październiku 2008 roku, kiedy to kruszec kosztował nawet 730 USD, do szczytu w 2011 (1 825 USD), złoto zyskało grubo ponad 1 000 USD.

Źródło: https://www.macrotrends.net

Photo by Banter Snaps on Unsplash