Monety NBP

Czy rynek monet kolekcjonerskich NBP zostanie uzdrowiony?

Rozmawiając o monetach kolekcjonerskich z NBP nie sposób nie dotrzeć do wyświechtanego już wniosku, że rynek został zepsuty, i że nie będzie już takich hitów, jak Zygmunt II August z 1996 roku czy Szlak Bursztynowy z 2001. Czy rzeczywiście nic nie da się zrobić? Ostatnie lata pokazuję, że jest wręcz przeciwnie – NBP dąży do tego, by rynek uzdrowić. I robi to z powodzeniem.

Czytaj także: Skarby Stanisława Augusta: Stefan Batory

Rys historyczny i kilka faktów

W kolekcjonowaniu monet okolicznościowych najważniejsze są nakłady oraz walory estetyczne. I o ile te drugie są rzeczą stosunkowo subiektywną, o tyle wysokość emisji da się łatwo porównać.

Srebrne monety okolicznościowe po denominacji, zaczęto emitować w 1995 roku. W roku tym NBP wyemitował jedenaście srebrnych monet, z których każda miała nakład w granicach 12-20 tys. egzemplarzy. Oczywiście różniły się między sobą stopem, gramaturą oraz ceną, aczkolwiek po upływie tylu lat najistotniejszą cechą pozostaje nakład, który bezpośrednio przekłada się na to, jak łatwo dziś można taką monetę kupić lub sprzedać.

Żołnierz polski na frontach II wojny światowej: Berlin, źródło: nbp.pl

Jeżeli nakład był niski, jak w przypadku monety Żołnierz polski na frontach II wojny światowej: Berlin – 12 tys. sztuk. Monetę taką możemy dziś kupić/sprzedać w granicach 350-400 złotych (choć znalazłem także ofertę za 800 zł). Warto przy tym zaznaczyć, że jej cena emisyjna w 1995 roku wynosiła 22 zł, więc stopa zwrotu – w zależności od osiągniętej ceny sprzedaży – to 1700-2000%, nie uwzględniając inflacji, która przez te 23 lata dała się nam we znaki.

Problem w tym, że istota tego rynku (podobnie, jak wielu innych) tkwi w ograniczonej podaży. Ktoś pomyślał, że skoro monety idą jak świeże bułeczki, a nakłady są wyczerpywane, to znaczy, że trzeba te nakłady zwiększać. O ile w latach 90-tych średnie nakłady nie przekraczały 30 tys. sztuk, o tyle po roku 2000 liczba ta zaczęła rosnąć w zastraszającym tempie, by w 2008 roku osiągnąć liczbę ponad 100 tys. sztuk na emisję.

Warto przy tym zaznaczyć, że 2008 rok był specyficzny dla każdej niemal branży, związanej z inwestycjami. Na początku XXI wieku cena srebra wzrosła z 5 dolarów, do 15-16, w porywach niemalże do 20 w 2008 roku. A ponieważ w owym czasie rynek metali szlachetnych w Polsce nie był jeszcze tak rozwinięty, NBP i jego monety okolicznościowe, był jedną z najprostszych form wejścia w posiadanie srebra.

Czytaj także: Spirit Coins – unikatowa seria monet z fascynującą historią… zakrapianą rumem

Nie zarzyna się kury znoszącej złote jaja?

NBP najwyraźniej nie dostrzegał potencjału inwestycyjnego w monetach kolekcjonerskich, ponieważ do kwestii podaży podszedł z dużą niefrasobliwością. W tym momencie pragnąłbym odesłać wszystkich do mojego artykułu o srebrnych monetach Kookaburra, emitowanych przez Perth Mint. Tam sytuacja była analogiczna – liczba faktycznie wybitych monet, w stosunku do planowanej, malała w latach 2004-2006. Jednak od 2008 do 2010 wybijano pełne, zaplanowane emisje, po 300 tys. sztuk, a od 2011 roku wielkość emisji została zwiększona do pół miliona. I również wszystko było wyprzedawane.

Jednak – co warto podkreślić – w przypadku Kookaburry mówimy o monecie bulionowej z akcentem kolekcjonerskim (co roku inny wzór), z nakładem sprzedawanym na całym świecie. NBP wybił w 2008 roku 1,6 miliona srebrnych monet! (lub przynajmniej takie nakłady zaplanował, bo na swoich stronach nie dzieli się informacjami o tym, ile wyniosły faktyczne emisje).

Czytaj także: Plan emisyjny NBP na 2019 rok

Efektem był spadek zainteresowania kolekcjonerów rodzimym rynkiem. Monety kolekcjonerskie stały się za mało elitarne i niedostatecznie rzadkie. A co gorsza, ilość emisji, która wzrosła w kolejnych latach do 16-17, przełożyła się na niższą jakość estetyczną (duża presja na artystów, zbyt mało czasu).

Monety NBP
Opracowanie własne, źródło danych: nbp.pl

Pomysły na ratunek

Trudno nazwać to, co wydarzyło się później, inaczej, niż krachem. Nakłady zaczęły maleć, co z jednej strony można odczytywać jako pośpieszną chęć ratowania tego, co zostało, z drugiej, jako spadek zainteresowania kolekcjonerów. Prawda zapewne jest gdzieś po środku. Ale warto odnotować fakt, że NBP podejmował sporo prób cucenia rynku.

Od 2012 roku nakłady są podawane „do” (np. „do 30 000”), co stanowi pewną sugestię, że np. przy nakładzie „do 30 tys.” będziemy mieli 20 tys. monet. Ale to miecz obosieczny – skoro mniejszy, znaczy, że mniejsze zainteresowanie. A skoro tak, to z góry można założyć, że szanse na sukces także są mniejsze.

Skarby Stanisława Augusta, fot. nbp.pl

Od 2013 r. NBP emituje serię „Skarby Stanisława Augusta”, która jest pod tym względem czymś z nieco wyższej półki. Nakład srebrnych monet z tej serii wynosił 5000 egzemplarzy. Co więcej, były to monety o masie dwóch uncji (62,2 g), wybite ze srebra .999, co w sumie w przypadku monet kolekcjonerskich nie odgrywa aż tak dużej roli. Jeżeli jednak spojrzymy na cenę emisyjną tych monet, wyższa zawartość srebra staje się okolicznością łagodzącą 😉

Seria „Skarby Stanisława Augusta” z miejsca stała się hitem, który bardzo dobrze wróżył na przyszłość, ale NBP niestety nie wyniósł nauki z przeszłości. Nakłady „Skarbów” w 2015 zostały podniesione do 5250 sztuk, a w 2016 nawet do 6000. Te podwyżki były dość symboliczne, i nakłady wciąż są niewielkie, jednak sam fakt podniesienia nakładów, może budzić lekki niepokój.

Czytaj także: NIK rozpoczyna kontrolę w NBP

Sytuacja teraźniejsza

W ostatnim czasie obserwujemy dwie zasadnicze tendencje. Nakłady są coraz niższe. W roku 2017 były równie niskie, jak w 1995 roku – 15-18 tys. Takie też są planowe nakłady na 2018 rok. Jednak, co ważniejsze – choć w 2017 roku mieliśmy rekordową ilość 22 emisji, na rok 2018 zaplanowanych jest zaledwie 13.

Rewers monety, źródło: nbp.pl

Można to odczytywać jako rzeczywistą chęć pobudzenia tego rynku i powrotu do lat świetności. I bardzo dobrze, bowiem poza aspektami inwestycyjno-kolekcjonerskimi, monety okolicznościowe Narodowego Banku Polskiego, to także forma kultywowania tradycji i wyrażania aprobaty dla Państwa. Wszak większość okazji, dla których powstają monety, to pamiątki ważnych wydarzeń czy postaci, jak ma to miejsce chociażby w przypadku najnowszej monety Polskie Termopile: Hodów.

I nie trzeba być jakimś szczególnie wielkim kolekcjonerem. Chyba każdy pamięta ze swojego dzieciństwa jakieś monety okazjonalne, rodzinne skarby – starannie schowane, pokazywane dzieciom od czasu do czasu, po długich prośbach.

To mogłoby być coś więcej…

fot. nbp.pl