Kryzys Subprime w Europie

Jak Kryzys Subprime wpłynął na Europę

Kryzys rozpoczął się od problemów na rynku hipotecznym w Stanach. Jednak szybko okazało się, że rozlewa się na kolejne kraje. Szczególnie ciężko odczuła go Europa, która wychodziła z niego dłużej niż USA. Niektóre kraje nie wyszły z niego do dziś.

Lata 2007-2009 stanowiły ciężki cios dla systemów finansowych w Europie. Giełdy zanotowały niewidziane dawno spadki. Niemiecki DAX stracił ponad 54%, londyński FTSE 47%, francuski CAC 59%, hiszpański IBEX35 57%, a polski WIG-20 aż 66%.

Jednak to był dopiero początek.

Kryzys zadłużenia w strefie Euro

Wkrótce po upadku Lehmann Brothers okazało się, że toksyczne aktywa zabezpieczonych kredytami subprime mają nie tylko banki amerykańskie, ale również europejskie. Rządy m.in. Irlandii, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Hiszpanii czy Cypru musiały awaryjnie dokapitalizować i nacjonalizować banki. Na to nałożył się kryzys konsumpcji i wielu wypadkach pęknięcie bańki na lokalnych rynkach nieruchomości. Dług publiczny w większości krajów strefy euro, zwłaszcza na południu, poszybował w górę. Inwestorzy w panice sprzedawali obligacje zadłużonych krajów, a ich oprocentowanie rosło.

Rządy miały coraz więcej problemów z rolowaniem zadłużenia (wykupowaniem starych emisji obligacji za pieniądze z nowych emisji), a gwałtowny wzrost oprocentowania utrudnił bieżącą obsługę długu. Kolejne kraje musiały korzystać z awaryjnych programów pożyczkowych uruchamianych przez Komisję Europejską, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, tzw. troikę.

Czytaj także: Kryzys Subprime, czyli jak zadłużenie ubogich Amerykanów wstrząsnęło światem

W krajach dotkniętych kryzysem trzeba było wprowadzić radykalne metody oszczędności w wydatkach publicznych, co prowadziło do protestów i wzrostu popularności partii radykalnych. Na rosnące bezrobocie i spadające realne płace ludności nałożył się systemowy problem strefy euro – kraje nie mogły poprawić swojej konkurencyjności przez osłabienie wartości własnej waluty, bo jej nie miały.

To był ogólny schemat kryzysu, ale w każdym kraju miał on lokalny koloryt.

Kreatywny jak grecki księgowy

Przed 2008 r. Grecja rozwijała się bardzo szybko. Przemysł turystyczny i stoczniowy dostarczały funduszy z zagranicy na potężne rządowe wydatki, związane m.in. z Igrzyskami Olimpijskimi w Atenach w 2004 r. Greccy pracownicy, zwłaszcza w sektorze publicznym, cieszyli się niespotykanymi nigdzie indziej przywilejami, a jednocześnie na wiele kreatywnych sposobów unikali płacenia podatków. Jednak przez wiele lat jakoś się to spinało.
W unijnej perspektywie budżetowej 2007-2013 Grecja, dotąd jeden z największych beneficjentów Funduszu Spójności, straciła sporo środków na rzecz nowych unijnych krajów z Europy Środkowo Wschodniej. Jednocześnie światowy kryzys bardzo mocno uderzył w turystykę, a i zamówienia na statki nagle się skończyły.

W tej sytuacji świat zaszokował komunikat nowego ministra finansów Grecji: deficyt budżetowy jego kraju nie tylko nie spełnia kryteriów z Maastricht, ale wręcz wynosi ponad 15% PKB. Co więcej dane o zadłużeniu publicznym były od lat fałszowane przez kolejne greckie rządy z pomocą międzynarodowych banków, m.in. Goldman Sachs. W efekcie zadłużenie Grecji sięgało 130% PKB i gwałtownie rosło. Obligacje greckie zostały uznane za „śmieciowe”, a koszty obsługi długu gwałtownie wzrosły.

W 2011 r. Grecja przestała być zdolna do obsługi swoich zobowiązań, jednak „troika” podłączyła kroplówkę z pomocą i wpompowała w ten kraj ponad 100 mld euro w zamian za zobowiązanie do radykalnych cięć budżetowych. Grecy wyszli na ulicę, doszło do starć z policją, ale nic nie wskórali. Co więcej już rok później doszło do częściowej niewypłacalności Grecji. Obligatariusze musieli zgodzić się na przymusową zamianę posiadanych obligacji na papiery o niższym oprocentowaniu i dłuższym terminie spłaty. Część została wykupiona za ok. 1/3 nominału.

W sumie „troika” wpompowała w Grecję ponad 250 mld euro. Jednak kraj stoczył się w przepaść. W 2013 r. bezrobocie wynosiło 28%, a wśród młodych bez pracy było nawet 62% osób. PKB gwałtownie spadało. W latach 2008-2016 spadło w sumie o 45%.

Jak to możliwe, skoro Grecja otrzymała pomoc wyższą od PKB kraju w 2016 r.? Jak szacuje London School of Economics, zaledwie ok. 20% pomocy trafiło do Grecji. Reszta do ich wierzycieli, którymi były głownie banki francuskie i niemieckie. Programy pomocy Grecji były tak naprawdę programem pomocy dla systemu bankowego dwóch największych krajów UE.

Grecja gospodarka do dziś jest w fatalnym stanie. Dopiero w 2017 r. PKB zaczęło nieśmiało rosnąć. By powrócić do poziomu z 2008 r. potrzeba ok. 75% wzrostu. Według szacunków może to zająć ponad dwie dekady, zakładając że nie wydarzy się nic nadzwyczajnego. W maju 2018 r. bezrobocie spadło poniżej 20% po raz pierwszy od dekady.

Irlandia – odpowiedzialny rząd, nieodpowiedzialne banki

O ile rząd Grecji wydawał bez opamiętania, o tyle rząd Irlandii zachowywał dyscyplinę budżetową, a na początku XXI w., korzystając ze świetnej koniunktury gospodarczej sukcesywnie redukował zadłużenie z 47% PKB w 1999 r. do 25% PKB w 2006 r.

Jednak Irlandczycy nie upilnowali swoich banków. W 2007 r. okazało się, że straciły ok. 100 mln euro na toksycznych aktywach i pęknięciu bańki na rynku nieruchomości. Rząd musiał uruchomić specjalne gwarancje. Zadłużenie rosło lawinowo. Jeszcze w 2007 r. Irlandia miała nadwyżkę w budżecie. W 2010 r. zmieniło się to w 32% deficyt, najwyższy w historii strefy euro. W 2013 r. zadłużenie kraju sięgnęło 124% PKB.

W 2010 r. Irlandia otrzymała 85 mld euro pomocy finansowej. Rok później Komisja Europejska zgodziła się na obniżenie oprocentowania udzielonych pożyczek, co dało Irlandii nieco oddechu.

Irlandia wyszła z kryzysu obronną ręką. Bezrobocie, w 2012 r. sięgające 16%, obecnie wynosi 6%. Dług publiczny w 2018 r. powinien spaść do 91%. W 2015 r. PKB Irlandii przekroczyło poziom sprzed kryzysu.

Hiszpania – stracone pokolenie

Hiszpania, podobnie jak Irlandia, korzystała ze świetnej koniunktury. Kolejne rządy przedstawiały budżety z nadwyżką finansową, a dług publiczny spadł z 62% PKB w 1999 r. do 36% PKB w 2007 r. Kraj napędzały sektory turystyczny i budowlany.

W 2007 r. pękła kolosalna bańka na rynku nieruchomości. Jednocześnie światowy kryzys zmniejszył dochody z turystyki. Hiszpańskie banki popadły w tarapaty i potrzebowały ok. 80 mld euro dokapitalizowania. Niestety kryzys na rynku nieruchomości spowodował duży ubytek w przychodach budżetu.

Dług państwa zaczął gwałtownie rosnąć i w 2014 r. przekroczył 100% PKB. Rosnąć zaczęło również oprocentowanie hiszpańskich obligacji. W 2012 r. Europejski Bank Centralny awaryjnie pożyczył Hiszpanii 100 mld euro.

Jednak największym problemem stało się bezrobocie. Przez lata budowlanego boomu rzesza młodych Hiszpanów szła na budowy zaraz po skończeniu szkoły podstawowej. Nagle ich umiejętności nie były już dłużej potrzebne. Bez wykształcenia i znajomości języków bezrobocie szybko stało się największym problemem Hiszpanii. Sięgnęło ponad 26%, a wśród młodych nawet połowa była bez pracy. Ci znający języki rozjechali się po całej Europie w poszukiwaniu pracy, spora kolonia znalazła się również w Polsce. Hiszpanie mówią o nich „stracone pokolenie”.

Dziś Hiszpania powoli wraca do stabilności. Bezrobocie spadło do 16%, a ceny nieruchomości, zwłaszcza w turystycznych regionach, rosną. Problemem stają się jednak konflikty miejscowych z turystami w takich miejscach jak Baleary, Wyspy Kanaryjskie czy Barcelona. Dodatkowo kraj osłabia spór o niepodległość Katalonii. PKB wciąż jest ok. 20% niższe niż w 2008 r., ale od trzech lat rośnie.

Islandia, czyli jak ukarano winnych

Przed 2008 r. specjalnością Islandii była bankowość. Banki szukały klientów poza małą wyspą Wikingów i ich aktywa wyniosły jedenastokrotnie więcej niż cały PKB Islandii. Kiedy system załamał się na skutek Kryzysu Subprime, kraj nie miał szans uratować banków.

Banki zostały znacjonalizowane przez nowy rząd, jednak depozyty zagwarantowano tylko obywatelom Islandii. Zagraniczni klienci musieli przełknąć starty, mimo że Wielka Brytania i Norwegia mocno naciskały na Islandię. Ostatecznie trybunał EFTA orzekł, że rząd Islandii nie musi refundować strat obywatelom innych krajów.

W ciągu dwóch lat PKB Islandii spadło ok. 40%, a bezrobocie wzrosło niemal trzykrotnie. W 2011 r. zadłużenie sięgnęło 94,7% PKB.

Islandia znalazła się w arcytrudnej sytuacji, a jednak wybrnęła z niej rewelacyjnie. PKB osiągnęło już poziom z 2008 r., tym razem bez systemowego ryzyka w postaci przerośniętego systemu bankowego, a bezrobocie wróciło do wcześniejszych poziomów. Zadłużenie spadło do 42% PKB w 2017 r.
Jednocześnie Islandia jest jedynym krajem, gdzie właściwych winnych kryzysu postawiono przed sądem. Na kary więzienia skazano kilkadziesiąt osób: bankierów, urzędników, członków rządu i biznesmenów.

Pęknięta bańka państw bałtyckich

Litwa, Łotwa i Estonia były długo stawiane za wzór transformacji ekonomicznej. Jednak już przed 2007 r. można było dostrzec pewne oznaki kryzysu.
Po pierwsze do krajów tych napływały ogromne ilości inwestycji zagranicznych, ale nie w formie inwestycji typu greenfield, a spekulacyjnych inwestycji portfelowych. Po drugie rosła tam niespotykana bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości.

Między 2005 i 2007 rokiem we wszystkich trzech krajach odnotowano ponad 100% wzrost cen. Najwyższy – 134%, na Łotwie. W tym czasie w Europie średnio ceny wzrosły o 11%, a na przegrzanym amerykańskim rynku, który miał zatrząść światem, „zaledwie” o 25%.

W 2007 r. ceny nieruchomości runęły w dół, a kapitał spekulacyjny zaczął uciekać. Co więcej wielu kredytobiorców kupowało mieszkania z LTV przekraczającym 100%, tzn. dostawali wyższy kredyt niż wyniosła wartość mieszkania. Spowodowało to straty banków i ubożenie zadłużonego społeczeństwa.

W latach 2008-2009 kraje bałtyckie zanotowały katastrofalne spadki PKB przekraczające 15% rocznie. W przypadku Estonii było to nawet 20%.
Pozornie kraje bałtyckie szybko wróciły na ścieżkę wzrostu. Jednak w praktyce Litwa i Łotwa musiały zmagać się ze znacznym zubożeniem społeczeństwa. Z obu państw wyemigrowało ponad 10% obywateli.

Nieco lepiej działo się w Estonii, która radykalnie ścięło zatrudnienie i płace w sektorze publicznym i wydatki budżetu, by sprostać wymogom przyjęcia do strefy euro. Ponadto duże znaczenie miał dynamicznie rozwijający się przemysł nowych technologii.

Czytaj także: „Zielona wyspa” – Kryzys Subprime w Polsce

W Kryzysie Subprime Europa ucierpiała bardzo mocno. Niektóre państwa znacznie bardziej niż Stany Zjednoczone. Południe Europy do dziś nie potrafi się pozbierać. Czy wyciągnęliśmy wnioski? Dług publiczny wielu krajów wciąż przygniata ich gospodarki, a bankierzy zaczynają lobbować za poluzowaniem ograniczeń. Miejmy jednak nadzieję, że pamięć o dramatycznym przełomie dekad pozwoli w końcu wyjść na prostą.

fot. Joanna, flickr.comCC BY 2.0