We wrześniu doszło do nagłego skoku oprocentowania pożyczek międzybankowych do 10 proc. FED zareagował uruchamiając akcję skupu papierów dłużnych od banków na kwotę 140 mld USD, by złagodzić kryzys płynnościowy. Okazuje się jednak, że skala problemu może być znacznie większa.

Mysaver poleca

Amerykański FED przez cały 2018 rok i część 2019 redukował swój bilans. Proces ten został wstrzymany na początku września, a zaledwie kilkanaście dni później wajcha została pchnięta w drugą stronę. W ciągu 42 dni bilans FED wzrósł o 253 miliardy dolarów, z czego aż 41 proc. zostało wpompowanych do systemu bankowego w ciągu ostatnich paru dni. Stało się jasne, że nie chodzi o przejściowe problemy płynnościowe banków i korporacji na koniec kwartału. Problem jest znacznie głębszy, a jego korzenie wynikać mogą z faktu, że tak naprawdę nigdy nie naprawiono problemów, które doprowadziły do kryzysu w 2008 roku.

Zdaniem analityka giełdowego Dave’a Kranzlera, problem tkwi w bilansach dużych banków („zbyt dużych by upaść”). Łączne bilanse banków są prawie dwukrotnie większe, niż w 2008 roku, a duża część tych aktywów to… kredyty subprime oraz instrumenty pochodne, będące przedmiotem obrotu poza rynkiem regulowanym. Co gorsza, by zapobiec sytuacjom podobnym do tej z 2008 roku, wprowadzone zostały pewne przepisy i regulacje, które – zdaniem Kranzlera – pomagają jedynie ukryć bankom posiadane instrumenty pochodne.

Obecny kryzys płynnościowy i kolejne wyrzuty gotówki dla ratowania płynności, mogą być dowodem na to, że właśnie odpalono bezpieczniki bomby finansowej.

CLO jak CDO

Dekada niskich stóp procentowych i drukowania pieniędzy po kryzysie z 2008 roku zaowocowały gigantycznym wzrostem zadłużenia. Kwota amerykańskiego długu publicznego przekroczyła już 22 biliony USD, przy czym zaledwie w ciągu dwóch ostatnich miesięcy wzrósł o 814 miliardów.

Zatrważające jest także zadłużenie korporacyjne, które według prezesa SEC (amerykański nadzór finansowy) Jaya Claytona, wynosi prawie 10 bilionów USD, co stanowi ok. 50 proc. PKB. W zeszłym miesiącu powiedział on, że są to liczby, które „powinny zawrócić naszą uwagę”.

Zwróciły one w ostatnich dniach uwagę Bloomberga, który opisał zjawisko, jakim jest CLO – zabezpieczone zobowiązanie kredytowe. Podobnie, jak główny bohater kryzysu subprimeCDO – CLO są instrumentem, który pozwala spakować pakiety długów, by można je było sprzedać inwestorom. Różnica jest taka, że CDO bazowało głównie na hipotekach, a CLO łączy w sobie ryzykowne kredyty dla przedsiębiorstw. Według szacunków Bloomberga, CLO zawierają ok. 54 proc. niespłaconych pożyczek lewarowanych. Jak możemy się tylko domyślać, może to być jedna z przyczyn kryzysu płynnościowego.

Nic dziwnego, że inwestorzy (zwłaszcza zinstytucjonalizowani) boją się podwyżek stóp procentowych i reagują z takim entuzjazmem na obniżki oraz informacje dotyczące dalszego luzowania ilościowego. Jest tylko jeden problem: w nocy z środy na czwartek FED zwiększył wysokość wsparcia dla banków z 75 mld USD do 120 mld USD. Banki zgłosiły się po 134 mld USD, a Wall Street… nie zareagowało szczególnym entuzjazmem. Czyżbyśmy dotarli do granicy?

Reakcja metali szlachetnych

W czwartek złoto i srebro poszły nieco w górę. O dziwo poszedł także dolar, choć zazwyczaj zachowuje się on zupełnie odwrotnie niż metale. Wytłumaczenie może być tylko jedno – inwestorzy znów szukają płynności. Giełda zaczyna być miejscem niebezpiecznym. Właściwie jest miejscem niebezpiecznym cały czas, ale kolejne informacje o łagodzeniu polityki przez FED zwykle rzucały inwestorom cień nadziei. Teraz jakby przestały.

W 2008 roku niemal do samego końca wiele osób, na czele z szefem FED Benem Bernanke, przekonywało, że wszystko jest w porządku. Nie było. I tą lekcję warto mieć w pamięci, zwłaszcza w 90. rocznicę „Czarnego Czwartku” i Wielkiego Kryzysu.