Koronawirus czarnym łabędziem

Koronawirus „czarnym łabędziem”?

Kolejny tydzień zdominowany został przez doniesienia z Chin. Koronawirus 2019-nCoV coraz częściej typowany jest do roli „czarnego łabędzia”, który sprowadzi na świat kryzys. Szczególnie, że pojawił się w momencie osiągnięcia porozumienia w wojnie handlowej, przynosząc jednocześnie potencjalnie znacznie większe spustoszenie, niż sama wojna handlowa.

Mysaver poleca:

W poniedziałek 17 lutego liczba zarażonych wynosiła już 71 810, zaś liczba zmarłych wzrosła do 1 775 osób. Sieć Hilton podjęła decyzję o zamknięciu wszystkich swoich 150 hoteli w Chinach – jest to łącznie 33 tys. pokoi. Zamiera także wymiana handlowa i transport. W wywiadzie dla LloydsLoading, prezes i dyrektor generalny Lufthansy Peter Gerber powiedział, że do Chin latają obecnie jedynie samoloty transportujące sprzęt medyczny, środki dezynfekujące czy leki.

W lutym 2020 roku liczba amerykańskich importerów poszukujących dostawców poza Chinami wyniosła 17 proc. Dla porównania, rok wcześniej – w szczycie napięcia pomiędzy USA a Chinami – współczynnik ten wynosił „zaledwie” 8 proc.

Trudno obecnie oszacować całkowitą skalę spustoszenia, jakie może uczynić koronawirus, poza tymi najbardziej oczywistymi, czyli utratą życia przez tysiące osób. Bank centralny Chin walczy jak może o to, by chińska gospodarka się nie zapadła. Pojawiają się spekulacje na temat możliwości spieniężenia amerykańskich obligacji. Tzw. „opcja nuklearna”, była rozważana jako środek ofensywny w ubiegłym roku. Sprzedaż wartych 1,1 biliona dolarów obligacji amerykańskich mogłoby stanowić mocne uderzenie w gospodarkę USA. Obecnie jawi się jako opcja ratunkowa dla Chin.

Wojna handlowa

Polski Instytut Ekonomiczny dokonał analizy treści porozumienia podpisanego w Białym Domu 15 stycznia. Choć stanowi ono wstęp do zakończenia konfliktu handlowego na linii USA-Chiny, co w dłuższej perspektywie powinno wywrzeć pozytywny wpływ na światową gospodarkę, to jednak głównym przegranym wojny może okazać się Unia Europejska, z niemieckim przemysłem motoryzacyjnym na czele. W efekcie rykoszetem może oberwać także i polska gospodarka w 2020 roku.

FED będzie drukował „agresywnie”

W środę przewodniczący FED Jerome Powell zeznając przed komisją senacką zapowiedział, że w razie potrzeby bank centralny będzie korzysta „agresywnie” z dostępnych narzędzi do zwalczania recesji. Te narzędzia to przede wszystkim luzowanie ilościowe, czyli kolokwialnie rzecz ujmując: dodruk pieniędzy.

Sam fakt, że temat się pojawia, sugerować może, że FED recesji się spodziewa. Jerome Powell od początku swojej kadencji uchodził za człowieka o jastrzębim usposobieniu, za co wielokrotnie był krytykowany przez Donalda Trumpa w bardzo ostrych słowach. Nie od dziś wiadomo także, że prezydent chciałby, aby stopy procentowe były dużo niższe, nawet poniżej zera.

Po ubiegłorocznej serii obniżek, stopy procentowe kształtują się obecnie w przedziale 1,5-1,75 proc. W ostatnim kwartale obniżki zostały wstrzymane, jednak już teraz analitycy spekulują, że w 2020 roku spodziewać się możemy jednej lub dwóch kolejnych obniżek.

Złoto i srebro

Tydzień zakończył się symbolicznymi wzrostami ceny złota w USD i PLN. Srebro w USD symbolicznie straciło, a w PLN zyskało, co było następstwem osłabienia złotego względem dolara. W górę symbolicznie poszła platyna i dość wyraźnie pallad.

Wzrost popytu na metale w Europie i Ameryce jest równoważony przez spadek popytu w Azji – szczególnie w Chinach, które są jednym z największych konsumentów złota. W obliczu wzrostów niepokoju i słabnącego juana (a co za tym idzie, rosnącej ceny złota) Chińczycy wolą spieniężać swoje złoto, aby mieć gotówkę w tym trudnym momencie. Sytuacja ta doskonale obrazuje działanie zabezpieczające złota w praktyce.

Brak skokowego wzrostu ceny złota to bardzo sprzyjająca okoliczność dla wszystkich tych, którzy chcą zaopatrzyć się w kruszec. W Polsce, poza globalną recesją, zagraża nam jeszcze rosnąca inflacja, która według szacunków GUS w styczniu 2020 r. wyniosła 4,4 proc. r/r. (w grudniu 3,4 proc.). Obecnie NBP nie planuje walczyć z inflacją, zaś prezes Adam Glapiński stwierdził, że ceny nie powinny już wzrastać znacząco. W kontekście przyszłości mówi się raczej o obniżce stóp procentowych, co – w przypadku, gdyby prognozy NBP były błędne – może okazać się przyczynkiem do dalszych wzrostów cen. Szczególnie, że żywność w ubiegłym roku najbardziej podrożała w sezonie letnim, kiedy płody rolne niszczone były przez susze i upały.

Fot. Studio Incendo, flickr.com, CC BY 2.0