Co konsument powinien wiedzieć o VAT

VAT to podatek pełen sprzeczności. Płacą go nie „podatnicy VAT”, ale konsumenci. To najpowszechniejszy podatek, stanowiący największą pozycję w budżecie Polski, ale wielu z nas nawet nie wie, kiedy go płaci. A ci co wiedzą, z reguły nie mają pojęcia ile.

Jak informuje Ministerstwo Finansów, w 2015 r. wpływy do budżetu Polski wyniosły 306,23 mld zł. Z tego 40,2% (123,12 mld zł) stanowił właśnie VAT. To i tak stosunkowo niedużo, bo jeszcze w 2014 r. było to 43,8%. Razem z podatkiem akcyzowym odpowiadają za ponad 60% wpływów budżetowych.

VAT i akcyza to podatki pośrednie, wliczone w cenę nabywanego towaru lub usługi. My, jako konsumenci, nie wypełniamy w związku z tym żadnych deklaracji, nie odprowadzamy żadnych pieniędzy do Urzędu Skarbowego, jednak to właśnie my ten podatek płacimy.

Akcyza to podatek nakładany na niektóre towary. W teorii takie, których spożycie ze względów społecznych należy ograniczyć (np. używki). W praktyce bywa z tym różnie. Akcyzę płacimy jednak tylko przy niektórych zakupach, głównie nośników energii oraz używek. W tym artykule zajmiemy się powszechniejszym z dwóch podatków pośrednich, czyli VAT-em, który płacimy od niemal wszystkich towarów i usług, które kupujemy. Dlatego mówimy, że jedną z podstawowych zasad VAT-u jest powszechność.

Czym jest podatek VAT?

Zacznijmy od terminologii. VAT to akronim od angielskiego Value Added Tax, czyli podatek od wartości dodanej. W polskim ustawodawstwie nazywany jest on podatkiem od towarów i usług (PTU). Na sklepowych paragonach możecie znaleźć obie formy, ale w ustawach i rządowych raportach znajdziecie tylko polską PTU. Nazwa VAT jest za to w powszechnym użyciu międzynarodowym.

VAT to podatek od konsumpcji. Im więcej konsumujemy, tym większe wpływy z podatku. To dlatego politycy przywiązują tak wielką wagę do PKBim więcej wyprodukowano w gospodarce, tym większe wpływy z VAT-u i tym więcej pieniędzy do wydania przez rząd. Nie ma tu znaczenia czy produkcja była zyskowna i sensowna. Dlatego też tak trudno o jakiekolwiek zachęty do oszczędzania. To w końcu konsumpcja odsunięta w czasie. Lepiej obniżyć stopy procentowe i konsumować na kredyt. A że kredyt trzeba będzie spłacić? Tym będzie się martwił następny rząd.

Przy odrobinie uwagi łatwo dostrzeżemy wszędobylski podatek od towarów i usług. Po niemal każdym zakupie powinniśmy dostać paragon albo fakturę VAT. Na tym dokumencie znajdziemy między innymi informację o stawce podatku, jaką obłożone są nasze zakupy oraz kwotę podatku. Nie ma znaczenia, czy na paragonie znajduje się napis „PTU” czy „VAT”, dotyczą tego samego.

Proste? Nie do końca. VAT jest jednym z najbardziej skomplikowanych podatków, o ile nie najbardziej skomplikowanym. Ustawa o podatku od towarów i usług wraz z aktami wykonawczymi to wyjątkowy moloch, nawet jak na europejskie standardy stanowienia przegadanego prawa. Sama ustawa wraz z załącznikami liczy sobie obecnie 307 stron. Do tego jest to jeden z najczęściej zmienianych aktów prawnych w Polsce.

VAT obowiązuje w naszym kraju od 1993 r., ale w 2004 r. Sejm przyjął zupełnie nową ustawę, by dostosować ten podatek do zasad unijnych. Od tego czasu do momentu stworzenia tego artykułu, jak informuje Kancelaria Sejmu, wydano 52 akty zmieniające ustawę. Tak – pięćdziesiąt dwa. Daje nam to średnią 4,33 na rok. Przy czym tylko w latach 2015-2016 ustawa była zmieniana czternaście razy, czyli średnio częściej niż co drugi miesiąc. A jest to jeden z najważniejszych aktów prawnych regulujących życie gospodarcze w Polsce.

Kto płaci VAT?

My, konsumenci. Choć poprawniej byłoby powiedzieć, że konsumenci ponoszą koszty, a płacą przedsiębiorcy. Żeby zrozumieć o co chodzi, trzeba pokrótce wytłumaczyć zasady płacenia i naliczania podatku.

Przedsiębiorca, który sprzedał towar lub usługę musi odprowadzić podatek należny. Innymi słowy podatek od sprzedaży. Liczy się go od wartości netto, nie brutto. Innymi słowy, jeśli przy kasie płacimy za towar 100 zł, to VAT nie wyniesie 23 zł, nawet jeśli stawka wynosi 23%. Jest to 18,70 zł, czyli cena netto (81,30 zł) plus podatek wynoszący 23% ceny netto. Jeśli znamy cenę brutto, wartość podatku możemy wyliczyć ze wzoru:

[cena brutto]/[1+stawka podatku/100]

Dla podstawowej stawki VAT 23 % wzór ten przyjmie postać:

[cena brutto]/1,23

VAT, jak wspomniałem wcześniej, to podatek od wartości dodanej. Jest to możliwe dzięki podatkowi naliczonemu. Podatek naliczony to nic innego jak VAT w cenie towarów i usług zakupionych w celu wyprodukowania swojego towaru lub usługi. Wymiar VAT-u to podatek należny minus podatek naliczony. Żeby to łatwiej zobrazować, prześledźmy przykład.

1. Kamieniołom wydobył granit za 100 zł. Dla uproszczenia załóżmy, że nie ma żadnych kosztów objętych VAT-em, czyli płaci tylko ludziom za ich ciężką pracę (praca nie jest objęta VAT-em tylko całą masą innych danin publicznych). Sprzedaje kamień do fabryki płytek za 123 zł brutto (100 zł netto + VAT). Do Urzędu Skarbowego trafiają 23 zł. Zwróćcie uwagę, że kamieniołom nie poniósł tu żadnych kosztów, całość podatku „zafundowało” mu następne ogniwo łańcucha.

2. Fabryka płytek sprzedaje towar za 150 zł netto do hurtowni budowlanej. To oznacza, że kwota brutto na fakturze wyniesie 184,5 zł, a podatek należny 34,5 zł. Do Urzędu Skarbowego trafi jednak tylko 11,50 zł. Dlaczego? Ponieważ fabryka od podatku należnego odliczy sobie podatek naliczony, który przekazała kamieniołomowi (czyli 23 zł). Zwróćcie uwagę, że faktycznie odprowadzony podatek to 23% od różnicy między ceną zakupu kamienia i sprzedaży płytek (czyli 23% z 50 zł). To właśnie wartość dodana i od niej jest naliczany podatek. Oczywiście to nie fabryka zapłaciła podatek, tylko hurtownia, która kupiła towar za 184,5 zł. Tym samym fabryka odzyskała cały podatek, zarówno ten zapłacony przez siebie, jak i ten, który z ich pieniędzy odprowadził kamieniołom.

3. Hurtownia sprzeda płytki do salonu wykończenia wnętrz za 250 zł netto, czyli 307,5 zł brutto. Schemat się powtarza. Od podatku należnego (67,5 zł) odejmujemy podatek zapłacony (34,5 zł). Różnica, czyli 23 zł to podatek, który hurtownia odprowadzi i 23% ze 100 zł wartości dodanej. Uwaga, w przykładzie upraszczam łańcuch do jednego elementu. W rzeczywistości hurtownia odliczy sobie jeszcze VAT zapłacony przy innych kosztach działalności, jak zakup materiałów eksploatacyjnych, najem powierzchni magazynowej, koszty energii elektrycznej itp.

4. Na koniec idziemy do salonu i kupujemy te płytki za 399,99 zł brutto, czyli 325,20 zł netto. Płacimy tu, jak łatwo policzyć 74,79 zł podatku. Refundujemy w ten sposób podatek całemu przedstawionemu łańcuchowi. Tyle że jako konsumenci od niczego go sobie nie odliczymy.

Gratuluję, właśnie ufundowałeś całość podatku VAT od wyprodukowanych płytek.

I teraz już wiecie czemu VAT jest podatkiem od wartości dodanej, neutralnym dla przedsiębiorców. I czemu to my, konsumenci, płacimy go w 100%, choć sami nie odprowadzamy ani złotówki.

Ale po co taki skomplikowany system?

VAT to faktycznie skomplikowany system, na który narzekają przedsiębiorcy. Jednak według OECD w 2014 r. stosowało go 160 ze 193 państw świata, w tym wszyscy członkowie OECD poza Stanami Zjednoczonymi.

Alternatywą dla VAT-u jest amerykański podatek handlowy. Jeśli weźmiemy nasz przykład z płytkami, kamieniołom, fabryka i hurtowania nie odprowadzą w USA żadnego podatku. Wezmą jedynie oświadczenie od kolejnego ogniwa łańcucha, że nie jest konsumentem. Całość podatku przy kasie zapłaci konsument. Ogranicza to ilość biurokracji, a finansowo jest neutralne dla budżetu. Dlaczego więc VAT jest formą dominującą?

Chodzi o uszczelnienie systemu. W systemie VAT-owskim każde ogniwo jest współodpowiedzialne za odprowadzenie podatku. Co więcej maleje chęć działania w szarej strefie, bo każdemu kolejnemu ogniwu zależy na otrzymaniu faktury VAT, dzięki której odliczy sobie podatek naliczony, a resztę wrzuci w koszty przy obliczaniu podatku dochodowego.

To nie znaczy, że VAT jest odporny na oszustwa i wyłudzenia. Wręcz przeciwnie. Według szacunków Europolu oszustwa na VAT stanowią największe źródło dochodu europejskich zorganizowanych grup przestępczych, przekraczające swoją dochodowością „tradycyjne” przestępstwa, jak narkotyki, rozboje czy wymuszenia. Tak zwana luka w VAT (różnica między tym co „powinno” być zapłacone, a rzeczywiście zapłaconym) wyniosła w 2014 r. wg szacunków Komisji Europejskiej prawie 160 mld € w skali całej UE, z czego najwięcej, niemal 37 mld €, przypadło na Włochy. W Polsce jest to ok. 9,3 mld €.

Jest to możliwe dzięki zerowej stawce VAT-u i tak zwanym „karuzelom VAT-owskim”. Ale to temat na osobny artykuł, a nawet książkę. To nie takie proste, jak chciałby Patryk Vega w najnowszym „Pitbullu”.

fot. Andrés Moreira, flickr.comCC BY-SA 2.0