Poradnik początkującego inwestora: Kontrakty terminowe

Kontrakty terminowe potrafią przynieść bajeczne zyski. Jednak w gronie instrumentów inwestycyjnych są jak lis w kurniku. Niby inwestycyjne, a w rzeczywistości hazardowe. I większość inwestorów traci na nich pieniądze.

Kontrakty terminowe to jeden z instrumentów pochodnych. Są dosyć skomplikowane i ryzykowne. Początkujący inwestor wkraczający na ten rynek sam się prosi o straty. W takim razie dlaczego piszemy o kontraktach w „Poradniku początkującego inwestora”? Bo jeśli wejdziesz w świat finansów, prędzej czy później ktoś spróbuje cię skusić na „nieograniczone zyski” i „wielkie możliwości”, jakie dają kontrakty terminowe. A bez wiedzy na ich temat staniesz się łatwą ofiarą.

Czym są kontrakty terminowe?

Jak wiele instrumentów pochodnych, kontrakt terminowy wywodzi się z handlu i pierwotnie służył ograniczeniu ryzyka.

Załóżmy, że jestem właścicielem młyna. Do działalności potrzebuję zboża, a jego cena jest najważniejszą zmienną w moich kosztach. Mogę przychodzić codziennie na rynek (giełdę) i kupować zboże po cenie rynkowej. Tyle że wtedy ciężko mi z wyprzedzeniem planować biznes, a nagły wzrost cen zboża może wywrócić mój biznes.

Mogę się też umówić z rolnikiem, że dostarczy mi zboże za trzy miesiące, a ja mu wówczas zapłacę określoną cenę. Obaj bierzemy na siebie ryzyko. Jeśli ceny znacząco wzrosną, ja zarobię, ale rolnik straci. Jeśli spadną, stracę ja, a rolnik zarobi. Jednak godzimy się na to, bo dzięki temu z góry wiemy, jaka będzie cena transakcji. Ja znam swoje koszty, rolnik dochody.

Tu otwiera się pole do spekulacji. Załóżmy, że zawarłem z rolnikiem kontrakt na 100 zł za worek z dostawą za trzy miesiące. Po miesiącu ceny wynoszą już 120 zł, a ja pilnie potrzebuję gotówki. Sprzedaję więc mój kontrakt konkurentowi, który boi się dalszego wzrostu cen. Płaci za mój kontrakt 120 zł i teraz to jemu rolnik będzie musiał dostarczyć zboże po umówionej cenie w umówionym dniu.

Tak używane kontrakty terminowe mogły być wykorzystywane w spekulacji, ale ich główną rolą była stabilizacja cen i dostaw. Wszystko zmieniło się, gdy w 1982 r. w USA pozwolono na rozliczanie kontraktów w gotówce, nie fizyczną dostawą.

To postawiło rynek na głowie do tego stopnia, że zaledwie kilka procent kontraktów na rynkach towarowych dotyczy faktycznie dostawy towarów. Reszta to czysta spekulacja.

Kontrakt rozliczany w gotówce to nic innego jak zakład o przyszłą cenę jakiegoś dobra. Mogą to być akcje, waluty, towary, wartości indeksów giełdowych, stopy procentowe i wiele innych. Jedna strona obstawia wzrost, druga spadek. Im silniejszy ruch, tym więcej zarobi jedna i straci druga strona.

Nie różni się to niczym od obstawiania wyników walki bokserskiej w Las Vegas.

Działanie kontraktów terminowych na przykładzie indeksu na WIG20

W gruncie rzeczy każdy kontrakt terminowy typu futures (z takimi mamy do czynienia na giełdach) działa tak samo. Różni się tylko instrument bazowy, mnożnik i wysokość wymaganego depozytu.

„Co, co i co?” zapyta początkujący inwestor. Żeby zobrazować jak działa spekulacja kontraktami, posłużymy się indeksem na WIG20, najpopularniejszym z kontraktów terminowych na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych.

Kontrakty na WIG20 są rozliczane co trzy miesiące: w marcu, czerwcu, wrześniu i grudniu, zawsze w trzeci piątek miesiąca. Wartość kontraktu wylicza się jako iloczyn instrumentu bazowego i mnożnika. W przypadku kontraktu na WIG20 mnożnik to 20. Oznacza to, że każdy punkt indeksu wart jest 20 zł. Kontrakty na różne aktywa mają różne mnożniki.

Dla przykładu jeśli inwestor zajmuje pozycję przy kursie kontraktu 2500 pkt., to dokonuje transakcji o wartości 2 500 x 20 zł = 50 000 zł. Uwaga, nie znaczy to, że musi mieć tyle gotówki.

Na kontraktach terminowych gra się z użyciem dźwigni, a to znaczy, że tylko część wartości kontraktu jest zabezpieczonych w gotówce. W przypadku WIG20 minimalny wymagany depozyt to 7,2%, jednak większość biur maklerskich przyjmuje wyższe wartości. Standardem na rynku jest 8,64% (120% depozytu minimalnego).

Jeśli chcemy zająć pozycję przy kursie kontraktu 2 500 pkt. to biuro maklerskie zablokuje na rachunku kwotę (2500 x 20 zł) x 8,64% = 4320 zł za każdy kontrakt. Po co ten depozyt? W celu pokrycia ewentualnych zobowiązań. A wiąże się to z rozliczeniami kontraktów.

Inwestor może zająć na kontrakcie pozycję długą („kupuje”, obstawia wzrost) lub krótką („sprzedaje”, obstawia spadek). Każda pozycja musi być zrównoważona pozycję przeciwstawną. Innymi słowy żeby ktoś mógł kupić, ktoś musi sprzedać. Zajmując pozycję na kontrakcie zawierasz za pośrednictwem giełdy zakład z innym inwestorem o kierunek ruchu instrumentu bazowego (w naszym przypadku indeksu WIG20).

Posiadaną pozycję możesz w każdej chwili zamknąć, czyli „odsprzedać”. Załóżmy, że masz pozycję długą, kupioną po 2500 pkt. Sprzedajesz ją po 2510 pkt. Biuro maklerskie odblokowuje zablokowane wcześniej 4320 zł, a twój zarobek to 200 zł (10 pkt x 20 zł) minus prowizja maklerska i podatek. Skąd się wzięło te 200 zł? Od inwestora, który zajął pozycję krótką. Jemu na rachunku po sprzedaży odblokowano 4120 zł.

Oczywiście nie zawsze inwestorzy zamykają pozycje w tym samym momencie. Czasem trzymają je po kilka dni, tygodni czy nawet miesięcy. Dlatego co wieczór przeprowadzane są rozliczenia, tak jakby każdy inwestor zamknął posiadaną pozycję. Pozycje nie są zamykane, ale pieniądze przepływają między rachunkami inwestorów.

Rozliczane są po kursie kontraktów, nie instrumentu bazowego. Inwestorzy handlują kontraktami tak jak akcjami. Kontrakt może mieć inną wartość niż instrument bazowy i najczęściej ma nieznacznie inną wartość. Śledzi jednak ruchy instrumentu bazowego. Dlaczego? Bo w dniu rozliczenia kontraktu wszystkie pozycje aktualnej serii kontraktów są zamykane i ostatecznie rozliczane przez porównanie ich do rzeczywistej wartości indeksu bazowego.

Prześledźmy to na przykładzie:

Dzień 1: Zajmuję pozycję długą na kontrakcie na WIG20 po 2500 pkt. Na moim rachunku maklerskim zablokowane jest 4320 zł.

Dzień 1: Kontrakty kończą dzień na poziomie 2498 pkt. Moja pozycja jest dalej otwarta, ale zostaje rozliczona. Kwota na rachunku – 4280 zł (2 pkt x 20)

Dzień 2: Kontrakty kończą dzień na 2488 pkt. Kwota na rachunku – 4080 zł

Dzień 3: Kontrakty kończą dzień na 2506 pkt. Kwota na rachunku – 4440 zł.

Dzień 4: Sprzedaję kontrakt po 2508 pkt. Z rachunku wypłacam 4480 zł. Mój zysk to 160 zł, muszę go jeszcze pomniejszyć o prowizję maklerską, a na koniec roku zapłacić podatek.

Co ważne, jeśli poziom depozytu zabezpieczającego spadłby poniżej minimalnego wymaganego poziomu (7,2% z aktualnej rynkowej wartości kontraktu) to biuro maklerskie wezwie inwestora do natychmiastowego uzupełnienia depozytu (do rozpoczęcia kolejnej sesji). Jeśli to nie nastąpi, pozycja zostaje automatycznie zamknięta ze stratą.

Jak widać kontrakty mogą być źródłem dużego zarobku. Ale, jak to w hazardzie, łatwo jest stracić duże pieniądze, a mechanizm dźwigni finansowej jeszcze to ryzyko powiększa.

Dla doświadczonego inwestora kontrakty dają możliwość dywersyfikacji portfela bez angażowania wielkiego kapitału oraz umożliwiają grę na spadki. Ale początkujący inwestor jest na tym rynku jedynie frajerem do oskubania.

fot. PIRO4D, pixabay.com, CC0