GetBack KNF UOKiK

GetBack: NIK weźmie pod lupę KNF, UOKiK i GPW?

Dziś Stowarzyszenie Obligatariuszy Getback spotka się z przedstawicielami Najwyższej Izby Kontroli, aby poruszyć temat odpowiedzialności pośredników oraz organów nadzorczych: KNF, UOKiK, GPW, Rzecznika Finansowego, Ministerstwa Finansów oraz Komisji Nadzoru Audytowego. Postępowanie NIK zostało wszczęte na wniosek Mateusza Morawieckiego.

Czytaj także: Kryzys zaufania na polskim rynku kapitałowym

Czytaj także: Afera KNF – czy nasze pieniądze są bezpieczne w banku?

Czytaj także: NIK rozpoczyna kontrolę w NBP

Pod względem utraconych środków, afera GetBack jest trzy razy większa, niż Amber Gold. Choć liczba poszkodowanych jest mniejsza – ok. 9 tys. osób. Jednak tym, co najbardziej bulwersuje w tej sprawie, jest fakt, że jedną z dróg nabycia obligacji były banki. To właśnie w bankach niczego nieświadomi klienci wchodzili w posiadanie obligacji, które miały być „bezpieczne jak lokaty”, a nawet bezpieczniejsze, bo „w BFG nie ma już środków” (to jeden z argumentów używanych przez doradców, aby skuteczniej sprzedawać obligacje GetBack).

Co jakiś czas w sprawie pojawiają się nowe wątki. Ostatnio w Forbes pojawił się obszerny artykuł opisujący sposoby, jakimi klienci banków stawali się posiadaczami trefnych obligacji. Nazwanie tego „wprowadzaniem w błąd” lub „przemilczeniem pewnych faktów” byłoby dużym nadużyciem.

Czytaj także: Bezpiecznie jak w banku? Nie po GetBack

Bezpiecznie jak w banku?

W artykule Forbes czytamy m.in. takie wstrząsające relacje:

(…) Pani Grażyna dowiedziała się, że może zerwać swoje lokaty z zachowaniem odsetek. Miała wtedy 120 tys. zł, które chciała na dłużej i bezpiecznie ulokować. (…) Na spotkaniu w banku nie przedstawiono jej żadnych dokumentów dotyczących tej „lokaty”. – Cały czas myślałam, że to są obligacje Skarbu Państwa. Nie znałam innych obligacji, nie interesowałam się giełdą.

A dalej:

(…) Pani Grażyna chciała zainwestować w obligacje tylko połowę kwoty, czyli 60 tys. zł „w razie jakiegoś nieszczęścia”. Jednak pracownica banku przekonywała, że jest „bardzo dużo chętnych na zakup tych obligacji i ona nie może przyjąć tylko połowy kwoty, żeby nie zajmować niepotrzebnie miejsca innym zainteresowanym osobom”. Decyzję trzeba było podjąć maksymalnie do kolejnego dnia.

Z kolei już w kwietniu w Parkiet.com przeczytać mogliśmy relację byłego pracownika GetBack, który odpowiadał za sprzedaż obligacji. Potwierdził on, że najbardziej agresywną dystrybucję papierów prowadzili pośrednicy, którzy otrzymywali sowite prowizje.

Czytaj także: Adam Glapiński: polski system finansowy jest stabilny i bezpieczny

Ja i moi najbliżsi współpracownicy staraliśmy się jak najlepiej informować klientów o ryzyku związanym z obligacjami. Nie próbowaliśmy wywierać presji na klientach, bo obligacje nie są dla wszystkich. Jednak wiązało się to z przeciętnymi wynikami sprzedaży, które nie satysfakcjonowały ani mnie, ani firmy

Dalej czytamy:

Usłyszeliśmy od zarządu, że nie dostaniemy niektórych emisji do sprzedaży, ponieważ jesteśmy za mało efektywni. Sprzedawać je będą pośrednicy – twierdzi nasze źródło. Chodziło m.in. o papiery oprocentowane na 9 proc. z opcją wykupu co trzy miesiące.

Najciemniej pod latarnią

GetBack to afera znacznie większa od Amber Gold, ale znacznie mniej nagłośniona. Być może powodem tego jest fakt, że demaskuje ona smutną prawdę o poziomie bezpieczeństwa Polaków wobec banków i ich pracowników, uwikłanych w agresywne systemy prowizyjne. Wszystko wydarzyło się pod okiem organów mających dbać o to, by takie sytuacje nie miały miejsca. Jednak okazuje się, że ustalenie odpowiedzialności wcale nie będzie takie łatwe.

Czytaj także: Afery finansowe, w który Polacy tracili oszczędności

W Forbes czytamy fragment wypowiedzi przedstawiciela jednego z banków:

Rolą bankierów Lion`s Bank było przekazywanie informacji o możliwości nabycia obligacji i kierowanie zainteresowanych klientów do domu maklerskiego zajmującego się dystrybucją tych papierów wartościowych. Wszelkie dokumenty klient otrzymywał z domu maklerskiego oferującego obligacje, zawierały one informacje o ryzykach i warunkach inwestycji. Wszelkich czynności związanych z procesem nabycia obligacji przez klienta współpracownicy banku musieli dokonywać w uzgodnieniu z klientem (…) Obowiązki wynikające z unijnej dyrektywy MIFID nie leżały po stronie banku.

Zupełnie osobną kwestią jest odpowiedzialność KNF oraz GPW za fakt, że GetBack w ogóle znalazł się na giełdzie, oraz że zaczął emitować toksyczne obligacje.

Czytaj także: Zarobki w NBP. Adam Glapiński poprze ustawę o jawności wynagrodzeń. Jeśli taka powstanie

Photo by Ben White on Unsplash