We wtorek przewodniczący FED Jerome Powell poinformował o planowanym zwiększeniu zakupów krótkoterminowych bonów skarbowych, by przeciwdziałać ponownemu wystąpieniu niespodziewanych napięć na rynkach pieniężnych.

Mysaver poleca:

Chodzi o nagły wzrost oprocentowania międzybankowych pożyczek w ramach transakcji REPO, do którego doszło w poniedziałek 16 września. FED szybko zareagował uruchamiając skup papierów dłużnych od banków.

Tak nagły skok oprocentowania świadczył o utracie płynności finansowej przez banki, a interwencja FED na tym rynku to sytuacja, która występowała m.in. w 2007 roku, tuż przed wybuchem kryzysu subprime. Dla wielu analityków i ekonomistów był to także sygnał świadczący o możliwości uruchomienia kolejnego programu luzowania ilościowego (QE4).

QE czy nie QE?

– To nie jest QE. W żadnym sensie to nie jest QE – powiedział Jerome Powell we wtorek.

Nie znane są jeszcze szczegółowe działania, jakie zamierza podjąć FED, jednak wiadomo na pewno, że bank centralny zamierza skupować krótkoterminowe bony skarbowe, co w pewnym stopniu odpowiada definicji luzowania ilościowego – niezależnie od nazewnictwa bank centralny zamierza wpompowywać na rynek pieniądze.

Kluczowe być może jest jednak to, że bank centralny zamierza skupować papiery krótkoterminowe. Zdaniem Powella, skup papierów długoterminowych pobudza gospodarkę i rynki finansowe poprzez obniżanie długoterminowych stóp procentowych i kierowanie inwestorów na akcje i obligacje. Tymczasem skup papierów krótkoterminowych ma jedynie zwiększyć ilość rezerw gotówkowych w systemie. To podstawowa różnica pomiędzy QE, a ostatnią rundą zakupów.

Potwierdza to Subadra Rajappa, szefowa strategii stóp procentowych w Société Générale, w wypowiedziach dla Financial Times:

– To jest kluczowa różnica między QE a wzrostem rezerw gotówkowych w systemie. To wyzwanie komunikacyjne, bardzo niuansowa różnica, którą łatwo zgubić.

Problem jest głębszy

Bez względu na to, czy mamy do czynienia z QE czy nie, w obu przypadkach są jest to leczenie objawowe głębszego problemu. W swoim ostatnim raporcie Bank Rozrachunków Międzynarodowych stwierdza, że „bezprecedensowy wzrost w bilansach banków centralnych od czasu kryzysu finansowego miał negatywny wpływ na sposób, w jaki funkcjonują obecnie rynki finansowe”.

W ciągu ostatniej dekady największe banki centralne na świecie pożyczyły ogromne sumy taniego pieniądza i skupowały obligacje i inne aktywa, by pobudzić globalną gospodarkę. Choć bezpośredni wpływ działalności banków centralnych złagodził napięcia rynkowe wywołane kryzysem finansowym z 2008 r., wystąpiło także kilka negatywnych skutków ubocznych m.in. niedobór obligacji dostępnych dla inwestorów, zmniejszoną płynność na niektórych rynkach, wyższy poziom rezerw bankowych czy mniejszą liczbę operatorów rynkowych, aktywnie handlujących w niektórych obszarach.

Obawy przed skutkami ubocznymi działań podejmowanych w minionej dekadzie, ujawniły się w ubiegłym miesiącu poprzez gwałtowny wzrost kosztów finansowania zewnętrznego na amerykańskich rynkach finansowych, a FED został zmuszony do wprowadzenia na rynek 140 mld USD, by złagodzić kryzys płynnościowy. Teraz zamierza chronić przed nim rynki, kontynuując dalsze zwiększanie bilansu, a zatem gasząc pożar benzyną.