Edukacja finansowa dzieci

Edukacja finansowa dzieci, czyli czego nie nauczy nas szkoła

System edukacji w Polsce jest, jaki jest. Odsuwając na bok polityczne spory i to, kto aktualnie jest za niego odpowiedzialny, jedno nie zmienia się od lat: polska szkoła w niewielkim stopniu uczy tego, jak być inteligentnym finansowo, i jak wykształcić w sobie odpowiedni stosunek do pieniędzy.

Patrząc na kilkadziesiąt lat naszej historii, trudno się takiej sytuacji dziwić. Zawdzięczamy to rzecz jasna słusznie minionej epoce, w której nie specjalnie można było o pieniądzach myśleć. Pozornie tym tematem zajmowało się przecież „opiekuńcze” Państwo. Mechanizmy wolnorynkowe były złe same w sobie, więc naprawdę trudno było się spodziewać, że szkoła uczyć będzie rodem z piekła imperialistycznych metod, zachowań czy zasad.

Czytaj także: Urlop ojcowski i tacierzyński. Czym się różnią i ile trwają?

Szkoła się zmienia, ale wciąż zbyt mało

Przyszedł czas ustrojowych zmian. Zaczęliśmy gonić rozwijający się zachód. Przez ostatnie 29 lat nasz kraj przeszedł niezwykłą metamorfozę, będąc wciąż dla wielu wzorem do naśladowania. Szły za tym również zmiany w systemie edukacji – wielu rzeczy musieliśmy uczyć się na nowo. I choć każdego roku na rynek pracy trafia wiele znakomicie wykształconych umysłów, to jeśli spojrzymy na polskie społeczeństwo z nieco szerszej perspektywy, wciąż bardzo wiele pozostaje do zrobienia właśnie w kwestii tego, jaki mamy do pieniędzy stosunek, jak nimi zarządzamy i jak potrafimy myślami wybiegać w swoją własną finansową przyszłość.

Polska szkoła nie jest zła, choć oczywiście bardzo wiele zależy od osób w niej pracujących. Nikt nie powie nam przecież, że skoro program nauczania praktycznie wcale nie uwzględnia tematów finansowych, nie mogę robić tego nauczyciele. Dobrze zorganizowany i świadomy pedagog na pewno może coś takiego wziąć pod uwagę. Pytanie tylko, czy kadra jest w stanie mieć na tyle otwarte umysły, żeby wyjść nieco poza sztywne ramy tego, co piszą podręczniki i manuale.

Zdrowy stosunek do pieniądza

Nie chodzi o to, żeby wbijać młodszym pokoleniom do głowy to, że pieniądze w życiu są najważniejsze, i że pracujemy dlatego, żeby mieć za co żyć. Jest to zbytnie uproszenie finansowych tematów, które niestety często jest w nauczycielskiej narracji dokładnie w taki sposób przedstawiane.

Czytaj także: 5 rzeczy ważniejszych, niż pieniądze

W programie nauczania funkcjonuje co prawda przedmiot podstawy przedsiębiorczości, który realizowany jest w szkołach ponadgimnazjalnych, jest to jednak zbyt mało i prowadzone zbyt późno, aby w odpowiednim stopniu budować świadome finansowo społeczeństwo.

Najwięcej wynosimy z domu

Polska szkoła często temat finansów traktuje jak swego rodzaju tabu. Cierpią na tym przede wszystkim uczniowie i to niezależnie od tego, czy reprezentują grupę bardziej zamożną, czy tę uboższą. Ci pierwsi często do pieniędzy mają stosunek fatalny, co niestety wynoszą przeważnie z domu. Wina w tym przypadku leży przede wszystkim po stronie rodziców, którzy chcąc swoim pociechom zapewnić absolutnie wszystko, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że ich dzieci w ogóle nie znają pojęcia wartości, szacunku do pieniądza, stając się już na początku swego życia ofiarą pędzącego konsumpcjonizmu.

Ale i Ci ubożsi uczniowie lekko nie mają. Nie mają szansy dowiedzieć się w szkole, że nie wszystko w ich życiu jest i dalej musi być stracone, ponieważ pochodzą z biedniejszej rodziny. Często bieda jest stanem umysłu, na który mniej zdeterminowani życiowo ludzie sami się decydują, zupełnie nie zdając sobie sprawy, jak wiele w życiu zależy od nich samych. I to zarówno, a może przede, wszystkim jeśli chodzi o kwestie finansowe! Szkoła powinna tę świadomość w młodych ludziach budować od najmłodszych lat, będąc dla nich pierwszym, najważniejszym motywatorem, jeśli takim nie mogą, z różnych przyczyn, być dla nich rodzice.

Edukacja finansowa najmłodszych jest kluczowa!

Samą potrzebę edukacji finansowej najmłodszych wydaje się widzieć jednak coraz więcej środowisk, choć oczywiście do zmiany myślenia, jeśli chodzi o cały system, droga daleka. Jednym z nich są samorządy, które chcą, żeby dzieci właśnie od najmłodszych lat uczyły się podstaw finansów, ekonomii i zarządzania. Ich zdaniem, absolutnie słusznym zresztą, nauka powinna jednak być dostosowana do wieku.

Jak czytamy w Portalu Samorządowym, są miasta, w których taki program już funkcjonuje. Na przykład we Wrocławiu już od 10 lat. Choć jego początki były trudne – reakcją nauczycieli było zdziwienie i konsternacja. Niektórzy twierdzili, że jest to marnowanie środków i energii na działania nieprzydatne.

– Nasz program był nowatorski i dlatego budził szereg wątpliwości. Po 10 latach odbiór diametralnie się zmienił, zarówno wśród dzieci objętych edukacją przedsiębiorczością, jak i nauczycieli, którzy z nami współpracują – mówi Katarzyna Piątkowska z Biura Rozwoju Gospodarczego UM Wrocław.

Dodajmy jednak, że taki program jest ledwie kroplą w morzu potrzeb, a sama edukacja finansowa powinna rozpoczynać się już w wieku przedszkolnym.

– Wbrew obiegowym opiniom dzieci już w wieku przedszkolnym mają swoje własne pieniądze i interesują się światem finansów (m.in. zabawy w sklep) – czytamy w Portalu Samorządowym. Jak wiadomo, później oczekiwania i wyzwania tylko rosną.

Jak zatem wykształcić społeczeństwo inteligentne finansowo?

To jest możliwe, potrzeba jednak rozłożonego w czasie spójnego systemu edukacji, który co rusz nie będzie od środka rozrywany przez sfrustrowanych polityków. Punktem wyjścia nie powinny być jednak pieniądze same w sobie, a przede wszystkim umiejętność konstruktywnego, analitycznego i krytycznego myślenia. Dziś, patrząc na nasz cały system edukacji, brzmi to jednak niestety jak science fiction.

Czy ktoś z nas ma szansę usłyszeć w szkole o procesie planowania finansów? Jak mamy umieć pieniądze oszczędzać, skoro w szkole nikt o tym nie wspomina, a dodatkowo sami rodzice często też specjalnie się do oszczędzania nie garną? Co więcej, im dalej od większych miast, tym gorzej. Tam o nauce oszczędzania nikt w ogóle nie myśli. I nie jest winny tu system edukacji, bo ludzie i tak oszczędzać nie mają z czego. Koło się zatem zamyka, bo skoro ludzie biedniejsi, to po co im motywacja do tego, że wszystko w życiu zależy przede wszystkim od nich samych. Jakoś to będzie…

„Carpe diem” – szlachetna to idea i piękna

Zupełnie nie idąca jednak w parze z wyzwaniami współczesnego świata, o budowaniu jakiejkolwiek finansowej świadomości czy wolności nie wspominając.

Pozostaje wierzyć, że system szkolnictwa w Polsce zacznie się zmieniać systemowo właśnie w stronę położenia większego nacisku na sprawy dotyczące finansów. Niech zaczyna się on ciekawej niezwykle historii pieniądza i środków płatniczych, ze złotem włącznie. Niech skupia się na prostych działaniach i nieskomplikowanej analizie oraz powolnym budowaniu świadomości tego, że właśnie tak wiele w życiu zależy od nas samych. Budujmy w maluchach ponad wszystko poczucie własnej wartości, bo tylko wtedy będą w stanie zapanować nad presją wywieraną przez wiele środowisk i stron. Uczmy je o cenach, kosztach i źródłach przychodów, podprogowo uświadamiając, że absolutnie nic w życiu nie jest i nie będzie za darmo!

Dopasowujmy program edukacji finansowej do wieku, bo tłumaczenie przecież 7-latkowi efektu procentu składanego będzie dla niego abstrakcją. Ale już dla licealisty może okazać się niezwykle interesujące. Pokazujmy przykłady, dawajmy narzędzia i ponad wszystko motywujmy do działania, ponieważ sama teoria i dobre chęci zdecydowanie nie wystarczą.

Photo by Jude Beck on Unsplash