Chiny

Chiny w pigułce

Chiny – komunistyczny kraj, w którym produkuje się masowo towar do sklepów „wszystko za 5 złotych”. Mniej więcej taka wiedza o Chinach funkcjonowała w naszych umysłach na przełomie XX i XXI wieku. I często funkcjonuje nadal. Jednak o Chinach warto wiedzieć coś więcej, bo już teraz są one jednym z głównych rozgrywających, na światowej arenie.

Czytaj także: Ludowy Bank Chin kupił złoto po raz pierwszy od dwóch lat

Państwo Naj

Chińska Republika Ludowa to trzecie, największe państwo na świecie, pod względem powierzchni. Większa jest tylko Rosja (17 mln km2) i Kanada (9,98 mln km2). Chiny wyprzedziły Stany Zjednoczone zaledwie o kilkaset kilometrów kwadratowych, nawet jeśli do powierzchni USA wliczamy wyspę Guam, Portoryko i jeszcze kilka innych terytoriów zależnych.

Jeśli chodzi o ludność, to Chiny zdecydowanie przodują ze swoim 1,3 miliarda osób. Tuż za nimi są Indie (1 mld) i Stany Zjednoczone z 298 milionami. Jeśli chodzi o gęstość zaludnienia, na pierwszym miejscu jest Makau (Specjalny region administracyjny ChRL), gdzie na zaledwie 30 km2 żyje ponad 600 tys. osób (gęstość zaludnienia: 21 224). Wyprzedza ono Monako (18 713) i Singapur (7 697), ale już na czwartym miejscu mamy Hongkong (drugi Specjalny region administracyjny ChRL) z liczbą 7,2 mln i obszarem o wielkości 719 kilometrów kwadratowych (gęstość zaludnienia 6 571).

W samej Chińskiej Republice Ludowej, gęstość zaludnienia jest bardzo mała, bo wynosi ona 134 osoby na 1 kilometr kwadratowy. To niewiele mniej, niż w Polsce, aczkolwiek to złudna statystyka, która wynika z faktu, że Chiny są ogromne, a ludność i tak gromadzi się w miastach. Więc jest tam tłoczno.

Czytaj także: Chińskie miasta-widma

Produkt krajowy brutto

W 2016 roku PKB Chin wyniosło 21 291 766 USD, co stawia je na pierwszym miejscu. Wprawdzie per capita to zaledwie 8 113 USD, czyli mniej, niż w Polsce, gdzie współczynnik ten wynosi 12 316 USD. Jednak warto w tym miejscu podkreślić, że o ile PKB per capita od 1980 do 2016 w USA wzrosło ponad czterokrotnie, w Polsce prawie ośmiokrotnie, to w Chinach współczynnik ten zwiększył się aż dwudziestosześciokrotnie.

Truskawką na torcie niech będzie fakt, że PKB per capita w Makau wyniosło 67 079 USD, lokując je w ścisłej czołówce, za Luksemburgiem, Szwajcarią i Norwegią. Zaś w Hongkongu – 43 528 USD, co także zapewnia lokatę w pierwszej dwudziestce (sama ChRL jest na 71 miejscu, a Polska na 57).

Czytaj także: Chińczycy są w stanie zatopić Stany Zjednoczone

Chiny i cud gospodarczy

Znacie powiedzenie, że żadna praca nie hańbi? Chińczycy potraktowali je bardzo serio. Przez wiele lat byli tanią siłą roboczą dla innych krajów i nie wmawiali sobie, że można dokonać transformacji gospodarczej, słuchając konsultantów z zachodu. Dziś to oni przenoszą swoje fabryki do miejsc, gdzie jest tania siła robocza (np. do Bangladeszu czy do… Polski), a o takich markach jak Xiaomi, Lenovo, TP-Link, Huawei nikt już nie powie „chińszczyzna”.

Choć ustrój ChRL określa się jako komunizm albo autorytaryzm, to w sferze gospodarczej mają tam naprawdę bezpardonowy kapitalizm, podszyty dobrze pojmowanym nacjonalizmem – jeżeli mogą coś powierzyć chińskiemu wykonawcy, to tak właśnie robią. Jeśli nie mogą, czasem zdarza im się „zapożyczyć” jakiś patent, i też robią sami.

Chiński juan

Mniej więcej do roku 2008 (Przypadek? Nie sądzę) chiński juan (CNY lub – częściej w Chinach – RMB), był walutą „gorszego sortu”. Jednak na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia XXI w. znaczenie juana rosło, a w 2016 roku wszedł on w skład koszyka SDR, czyli umownej, międzynarodowej jednostki rozrachunkowej, używanej przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Obecnie składa się ona z dolara amerykańskiego (41,7%), euro (30,9%), juana (10,9%), japońskiego jena (8,3%) oraz funta brytyjskiego (8,1%). Proporcje te nie są bez znaczenia.

W oświadczeniu wydanym przez Chiński Bank Ludowy czytamy, że jest to pierwszy krok ku umiędzynarodowieniu juana. Odczytać to możemy jako zapowiedź kolejnych kroków. I rzeczywiście, w ostatnim czasie Chiny zapowiedziały, że uruchomią rynek kontraktów terminowych na ropę, rozliczany w juanie. Ma to być pierwszy chiński kontrakt terminowy, dostępny dla zagranicznych inwestorów, dodatkowo wymieniany na złoto w Hongkongu i Szanghaju. Oznacza to, że w przyszłości znaczenie juana może być jeszcze większe.

Czytaj także: Czy Chiny planują wprowadzić standard złota?

Czy należy się uczyć chińskiego?

Inwestor Jim Rogers w czerwcu tego roku mówił Business Insiderowi, że czeka nas największy kryzys w historii. Większy, niż jakikolwiek inny. W jego efekcie mają upaść państwa, i w ogóle mają dziać się straszliwe rzeczy. Sam przeniósł się do Azji i – jak zapewnia – jego dzieci potrafią mówić po mandaryńsku.

Czy uczyć się chińskiego czy nie – to już kwestia indywidualna. Prawdą jest fakt, że w centrach biznesowych takich jak Hongkong czy Szanghaj, bez problemu dogadamy się po angielsku. Jeśli już jednak pragniemy być nadgorliwi, pamiętajmy, że w Hongkongu mówi się po kantońsku (ponoć zupełnie inny język). Po mandaryńsku, w większości przypadków dogadamy się w pozostałej części kraju, a także na Tajwanie, czyli w Republice Chińskiej, która również jest niezmiernie interesującym miejscem, choć niestety uznawanym jedynie przez 20 państw, takich jak Belize, Burkina Faso, Dominikana, Gwatemala, Haiti itp.

Słowa Jima Rogersa pozostawię osobistej, indywidualnej ocenie – warto przy tym pamiętać, że jest to facet, który zarabia na kryzysach. Pamiętajmy także, że Janet Yellen z FED obiecywała, że za naszego życia już nie będzie kryzysów. Niemniej jednak warto zacząć postrzegać Chiny jako coś więcej, niż dostawcę podrabianych okularów Dolce&Gabbana z AliExpress. Fakt, że w ostatnich miesiącach oczy całego świata przeniosły się z Bliskiego Wschodu na Azję (konkretnie Koreę Północną, ale ogóle sytuacja jest mocno nieprzypadkowa), mówi sam za siebie.

Photo by Adi Constantin on Unsplash

English (angielski) Eesti (estoński) Русский (rosyjski)