Catalyst i obligacje korporacyjne

W czasach śmiesznie niskiego oprocentowania lokat coraz więcej Polaków szuka lepszych sposobów na zainwestowanie swoich pieniędzy. Rynek obligacji korporacyjnych kusi więc przyzwoitymi odsetkami i bezpieczeństwem. Niestety, często pozornym.

W marcu i kwietniu 2016 r. w dwóch emisjach obligacji Getin Banku popyt przekroczył podaż (po 35 mln zł w każdej emisji) i wymusił redukcję odpowiednio o 19,9 i 27,9%. W maju ten sam bank zaoferował inwestorom papiery o wartości 50 mln zł i na gorszych warunkach. Złożono zapisy na 75,2 mln złotych. Również w maju firma windykacyjna Kruk S.A. zaoferowała obligacje o wartości 135 mln złotych. Konieczna była 42-proc. redukcja zapisów. Z kolei spółka z branży chemicznej, PCC Rokita, zanotowała popyt ponad czterokrotnie przekraczający podaż. Inwestorzy dostali tylko 231 obligacji z każdego tysiąca, na który się zapisali.

Daleko tu jeszcze do bańki spekulacyjnej, ale widać, że obligacje korporacyjne cieszą się dużym wzięciem u inwestorów indywidualnych. Dlatego warto wiedzieć więcej na ich temat.

Czytaj także: GetBack – oszustwo czy biznesowy niewypał?

Czym jest obligacja?

Obligacja to forma papieru wartościowego. Stanowi zobowiązanie wystawcy (emitenta) wobec nabywcy (obligatariusza), w którym emitent stwierdza, że jest dłużnikiem obligatariusza i zobowiązuje się do spłaty długu na z góry określonych warunkach. Mówiąc wprost, jest to dowód pożyczki, którą udzielono emitentowi. Tak więc kupując obligacje, udzielamy pożyczki podmiotowi (firmie lub instytucji), która je wystawia.

Obligacje mają bardzo różne formy. Przede wszystkim są obligacje stałoprocentowe i zmiennoprocentowe. Jak sama nazwa wskazuje, te pierwsze są oprocentowane stale na ten sam procent, te drugie mają oprocentowanie uzależnione od jakiegoś wskaźnika (np. WIBOR 6-M + 5 pkt. proc. marży – takie oprocentowanie ma ostatnia emisja Getin Banku).

Druga, bardzo ważna, a często ignorowana kwestia to pytanie, czy obligacje są senioralne (zwykłe), czy podporządkowane. Różnica ta jest istotna w przypadku bankructwa emitenta. Obligatariusze z papierami senioralnymi są traktowani na równi z innymi dłużnikami i ich roszczenia zaspokajane są z majątku spółki (choć często nie w pełni). Obligatariusze z papierami podporządkowanymi są spłacani na samym końcu, jednocześnie z akcjonariuszami, co znaczy, że w przypadku bankructwa emitenta najczęściej nie zobaczą ani grosza.

Czytaj także: GetBack: NIK weźmie pod lupę KNF, UOKiK i GPW

Po co firmy emitują obligacje?

Najprostsza odpowiedź brzmi: bo potrzebują kapitału. Ale po co zadawać sobie trud publicznej emisji i opłacania jej agenta, sporządzenia prospektu emisyjnego i sprawozdawczości zgodnej z wymogami KNF-u? Nie lepiej po prostu pójść do banku?

Z reguły nie. Na rynku obligacji jest po prostu taniej. Tutaj pożyczamy pieniądze firmom bezpośrednio, bez udziału pośrednika w postaci banku. To oznacza, że my dostajemy więcej niż w banku, a emitent płaci mniej. Po wprowadzeniu podatku bankowego przez rząd PiS banki nieco podniosły oprocentowanie kapitału dla korporacji. Nie był to wzrost duży, ale wystarczający, by część spółek stwierdziła, że bardziej opłaca się publiczna emisja obligacji.

Czytaj także: Bezpieczne jak w banku? Nie po GetBack

Skąd wziąć obligacje?

Obligacje, podobnie jak akcje, można nabyć na rynku pierwotnym (czyli bezpośrednio od emitenta) i na rynku wtórnym (od innych inwestorów). W obu przypadkach niezbędny jest rachunek maklerski, ten sam, z którego korzysta się podczas inwestycji na warszawskiej giełdzie.

Emisje publiczne ogłaszane są przez biura maklerskie i w branżowych mediach. W prospekcie emisyjnych firma opisuje zasady emisji, oprocentowanie papierów, swoją sytuację finansową i zdradza, na co przeznaczy pozyskany kapitał. Z reguły w celu zapisania się na obligacje trzeba mieć otwarty rachunek w biurze maklerskim, które w imieniu firmy przeprowadza emisję, choć czasami ta oferowana jest przez kilka biur jednocześnie. Jeśli inwestorzy zapiszą się na więcej papierów niż obejmuje oferta, są one przydzielane po proporcjonalnej redukcji.

Wtórnym rynkiem obligacji zarządza warszawska Giełda Papierów Wartościowych. Nazywa się on Catalyst. Notowane są tam obligacje korporacyjne, ale także spółdzielcze, komunalne i skarbowe. Na tym rynku można kupić i sprzedać obligacje, podobnie jak akcje na głównym parkiecie.

Catalyst to rynek bardzo młody. Pierwsza sesja odbyła się 30 września 2009 r. Płynność dostępnych tu obligacji jest mocno ograniczona. Zdarzają się emisje, które przez kilka lat nie są przedmiotem choćby jednej transakcji. Największe obroty generują oczywiście papiery dużych, znanych na rynku emitentów, takich jak banki, firmy windykacyjne czy duże firmy giełdowe. W kwietniu 2016 r. obroty na Catalyst wyniosły 213,24 mln złotych. Był to wzrost o ponad 18% w stosunku do kwietnia 2015 r., ale i tak wypadł on śmiesznie nisko w porównaniu do rynku akcyjnego. Tam tylko na sesji 3 czerwca 2016 r. właścicieli zmieniły papiery warte 825,24 mln zł, co nie jest wcale bardzo wysokim wynikiem.

Jak policzyć rentowność obligacji?

Wydawałoby się, że to nic trudnego. Bierzemy wartość nominalną obligacji, doliczamy odsetki i mamy zysk. Ale, jak to w życiu bywa, praktyka jest nieco bardziej skomplikowana.

Jeśli kupujemy obligację na rynku pierwotnym, to faktycznie możemy zacząć od policzenia zysku metodą z poprzedniego akapitu. Ale trzeba pamiętać, że obligacja może mieć oprocentowanie zmienne, należy uwzględnić prowizję biura maklerskiego, a także podatek Belki. Mimo to takie liczenie jest dość proste. Trudności zaczynają się przy kupowaniu na rynku wtórnym.

Po pierwsze, trzeba wiedzieć, że ceny papierów na Catalyst nie są podawane w złotówkach, tylko w procentach. Innymi słowy, jeśli kurs obligacji wynosi 101,5, to nie jest to 101,5 zł, tylko 101,5% wartości nominalnej. Może to być 101,5 zł, jeśli wartość nominalna wynosi 100 zł, ale tabela kursowa pokazuje procenty. Dodatkowo w momencie zakupu musimy zapłacić dotychczasowemu właścicielowi całość narosłych do tego czasu odsetek. Skomplikowane? Weźmy przykład.

Mam obligację o wartości nominalnej 100 złotych. Dla uproszczenia załóżmy, że oprocentowanie wynosi 10%, a ja sprzedaję dokładnie w połowie okresu odsetkowego po kursie 101,5. W związku z tym otrzymam od kupującego 106,5 złotych. Dlaczego? Otrzymuję 101,5 zł za samą obligację plus połowę odsetek za bieżący okres odsetkowy, czyli pięć złotych (1/2*10%*100 zł). Sprzedając obligację po tym samym kursie (101,5) w jednej czwartej okresu odsetkowego, otrzymałbym 104 zł (101,5 zł + 1/4*10%*100 zł).

Warto zwrócić uwagę, że jeśli biuro maklerskie wypłaca nam odsetki, to automatycznie odciąga od nich 19-proc. podatek Belki. Jeśli jednak sprzedajemy obligację na Catalyst, to dostajemy całość kwoty, a podatek rozliczamy na koniec roku, tak jak przy sprzedaży akcji. To umożliwia np. rozliczenie strat, które ponieśliśmy na innych transakcjach.

Jakie jest ryzyko inwestowania w obligacje?

To zależy. Kluczowym ryzykiem jest niewypłacalność emitenta. Wówczas można stracić całość zainwestowanego kapitału, jeśli kupiliśmy papiery podporządkowane. Dlatego przed zakupem należy sprawdzić kondycję finansową emitenta (będzie w prospekcie emisyjnym). Jeśli ta firma już wcześniej emitowała obligacje, warto sprawdzić ich kurs na Catalyst i porównać z podobnymi emisjami innych firm (podobnymi, czyli o zbliżonym oprocentowaniu i czasie zapadalności). Jeśli cena jest niższa, to widać firma jest w gorszej kondycji.

Pamiętaj, że jeśli cena obligacji spada, to rentowność rośnie i odwrotnie. Jednak spadające ceny, zwłaszcza spadające poniżej 100, oznaczają, że rynek ocenia, że warunki emisji lub kondycja firmy są słabe.

Obligacje korporacyjne mogą dać z góry znany zysk i powinny stanowić część dobrze zdywersyfikowanego portfela inwestycyjnego. Jak dużą część, o tym każdy inwestor musi zdecydować indywidualnie. Pamiętaj tylko, by nie stawiać

 

fot. Unsplash, Pixabay.com, CC0 Public Domain