Brexit

Co Brexit oznacza dla naszych portfeli?

Brexit to chyba jedyny temat omawiany ostatnio w Europie równie często co EURO 2016. Jedni mówią, że byłby to triumf demokracji, inni straszą ekonomicznym tsunami i upadkiem europejskiej gospodarki. A co to znaczy dla nas, Polaków?

Co to jest Brexit?

Pod nazwą Brexit ukrywa się opuszczenie przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej (ang. „British exit”, czyli „brytyjskie wyjście”). Brytyjczycy to tradycyjnie jedno z najbardziej eurosceptycznych społeczeństw UE. Dołączyli do Wspólnot Europejskich dopiero w 1973 r., wcześniej kilkakrotnie odmawiali, potem byli blokowani przez niechętnego im gen. De Gaule’a, rządzącego Francją. Już w 1975 r. Brytyjczycy poszli do urn głosować za pozostaniem lub wyjściem. Wówczas niemal dokładnie dwóch na trzech Brytyjczyków zagłosowało za pozostaniem. Jednak Wielka Brytania wynegocjowała bardzo korzystne warunki, w tym tzw. „rabat brytyjski”, który pozwala im na znacznie mniejszy wkład w budżet UE, niż wskazywałby na to ich potencjał ludnościowy i ekonomiczny.

W 2014 r. eurowybory na Wyspach wygrała eurosceptyczna Partia Niepodległości Wielkiej Brytanii (UKIP), która zgarnęła 27,5% głosów. Tym samym stała się pierwszą partią po 1910 r., która przełamała brytyjski duopol Konserwatystów i Partii Pracy. Zagrożony premier David Cameron obiecał referendum w sprawie wyjścia z UE, jeśli zostanie wybrany na kolejną kadencję. Manewr przyniósł skutek, konserwatyści wygrali wybory, UKIP dostało nieco ponad 12% głosów, ale w efekcie 23 czerwca 2016 r. obywatele Wielkiej Brytanii pójdą do urn głosować nad opuszczeniem UE.
Przeciwnicy Unii zarzucają Brukseli, że stała się antydemokratyczną, wysoce zbiurokratyzowaną organizacją, która narzuca swoją wolę w oderwaniu od realiów państw członkowskich. Ta retoryka pada na podatny grunt i w zeszłym tygodniu sondaże po raz pierwszy pokazały przewagę przeciwników UE. A że z reguły sondaże przeszacowują stronę prounijną, Brexit staje się coraz bardziej prawdopodobny.

William Hill, największy brytyjski bukmacher, płaci jedynie 2,38 funta za każdego postawionego na Brexit. Brytyjczycy postawili na wynik referendum już 30 mln funtów. Dla porównania wszystkie zakłady związane z mistrzostwami świata w piłce nożnej w 2014 r. miały wartość 35 mln funtów.

Jak może wyglądać Brexit?

Zacznijmy od tego, że jeśli Brytyjczycy zagłosują przeciwko UE, to 24 czerwca… nic się nie zmieni. Tak samo jak 24 lipca i jeszcze przez kilkanaście miesięcy. Artykuł 50 Traktatu o Unii Europejskiej mówi, że kraj chcący wyjść z UE musi rozpocząć negocjacje z Unią na temat przyszłych relacji. A to może potrwać nawet dwa lata, bo jest co negocjować: dostęp do rynku pracy, ruch bezwizowy, bariery celne, wzajemne opodatkowanie, przepływ kapitału i wiele innych kwestii. Zapewne relacje między UE i Wielką Brytanią przypominałyby docelowo te między zjednoczoną Europą i Norwegią, ale sprawa jest bez precedensu.

Niektórzy komentatorzy wskazują, że potrzebne będzie drugie referendum zatwierdzające wynik negocjacji, ale to tylko spekulacje. Natomiast na pewno będzie potrzeba zatwierdzenia postanowień przez minimum 72% krajów Unii, reprezentujących minimum 67% obywateli UE.
Tak czy inaczej referendum nie oznacza natychmiastowego wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, a jedynie początek długiego i skomplikowanego procesu.

Jakie będą konsekwencje Brexitu?

Długoterminowo nikt tego nie wie. Nie oszukujmy się, powiązania między krajami Europy są tak silne, że Brytyjczycy nie mogą po prostu wstać i wyjść. Tak naprawdę w długim terminie wszystko zależy od wynegocjowanych warunków. W praktyce może okazać się, że powiązania gospodarcze pozostaną wciąż mocne, osłabną jedynie więzi polityczne. Sprawę na pewno ułatwi fakt, że Wielka Brytania nie znajduje się w strefie euro, ani w mechanizmie ERM II, czyli „europoczekalni”.

Jednym z ciekawszych efektów Brexitu może okazać się niepodległość Szkocji. W 2014 r. Szkoci głosowali nad oderwaniem się od Wielkiej Brytanii. Wówczas zwolennicy pozostania pod berłem Elżbiety II wygrali 55:45%, a jednym z koronnych argumentów był fakt, że nowe państwo szkockie nie będzie członkiem Unii. W sytuacji, w której Brytyjczycy zdecydowaliby o wyjściu z UE, zwolennicy szkockiej niepodległości mogą uzyskać przewagę wystarczającą do oderwania się od Anglii, Irlandii Północnej i Walii.

Sytuację z niepokojem obserwują Hiszpanie. Oderwanie Szkocji stanowiłoby precedens, za którym mogłaby podążać Katalonia, gdzie w 2014 r. 80% mieszkańców w niewiążącym referendum zagłosowało za niepodległością.

Krótkoterminowo należy spodziewać się paniki na rynkach finansowych, które nie lubią niepewności i nagłych zmian. Bank inwestycyjny Morgan Stanley szacuje, że w ciągu pół roku ceny akcji w Europie spadną o 15%.W dół pójdzie rentowność (oprocentowanie) obligacji Niemiec, a trzeba pamiętać, że niemiecki rząd już pożycza poniżej zera (czyli inwestorzy dopłacają Niemcom za przywilej pożyczenia im pieniędzy!). Wzrośnie natomiast rentowność papierów krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski.

Sporych zmian należy się również spodziewać na rynkach walutowych. W dół pójdzie funt, w górę dolar i frank szwajcarski, które będą stanowiły bezpieczną przystań. Euro stanieje w stosunku do dolara, ale najbardziej odczują to waluty naszego regionu. Najbardziej alarmistyczne prognozy mówią o euro po 5 zł i franku szwajcarskim po 4,5 zł, co byłoby najwyższymi poziomami w historii.

Jak Brexit wpłynie na domowe finanse?

Jeśli macie kredyty w walutach obcych, przygotujcie się na ciężkie pół roku. Skokowy wzrost cen walut będzie zapewne tymczasowy, ale wzrost wysokości rat i tak zaboli, zwłaszcza jeśli ktoś zakredytował się „pod kurek” w ubiegłej dekadzie.

Spadająca złotówka i wzrost oprocentowania obligacji to złe wieści dla budżetu Polski i tak obciążonego socjalnymi programami nowej ekipy rządowej. Polska jest zadłużona głównie za granicą i radykalny wzrost kosztów obsługi długu będzie wymagał cięcia wydatków lub zwiększenia podatków, a oba rodzaje działań większość z nas odczuje w kieszeni.

Słaba złotówka pomoże eksporterom (co zresztą będzie czynnikiem umacniającym naszą walutę w dłuższym terminie), ale wzrosną ceny importowanych towarów. Więcej zapłacimy za elektronikę, ale też za benzynę. Jeśli planujecie wakacje za granicą, musicie się liczyć, że wydacie tam więcej niż planowaliście pierwotnie.

Co możemy zrobić?

Przede wszystkim nie panikować. Rynki finansowe oszaleją, niezależnie od wyniku głosowania. W dniach poprzedzających głosowanie i w samym dniu referendum każdy sondaż i przeciek może wywołać gwałtowne skoki w każdą stronę. Jeśli nie macie żyłki hazardzisty, trzymajcie się w tym tygodniu z dala od giełdy, forexu i tym podobnych instytucji. Komisja Nadzoru Finansowego wydała oficjalne ostrzeżenie przed niestabilnością rynku forex i instrumentów pochodnych.

Nie ruszajcie oszczędności długoterminowych. Jeśli macie pieniądze ulokowane w IKE lub IKZE i 40 lat lub mniej, to przeżyjecie jeszcze kilka wzlotów i upadków. Pamiętajcie, że interesuje nas długi horyzont czasowy.

Jeśli jednak macie papiery wartościowe (akcje, fundusze indeksowe i podobne), które nie stanowią inwestycji długoterminowej, może warto zastanowić się nad realizacją zysków przed referendum. Jeśli Brytyjczycy zagłosują za Unią, to papiery te zapewne pójdą w górę, ale w przypadku Brexitu indeksy giełdowe chwilowo się załamią.

Jeśli myślisz o bezpiecznej przystani na dłuższy czas warto pomyśleć o zakupie złota, które już mocno drożeje, a jeśli Brytyjczycy powiedzą Unii „nie”, to tradycyjna lokata na bezpieczne czasy jeszcze bardziej zyska na wartości.

fot. daniel_diaz_bardillo, pixabay.com, CCo