Bitcoin powyżej 50 tys. złotych. Czy to się dzieje naprawdę?

Jeszcze kilka dni temu mówili o tym, że to już koniec, że obserwujemy pęknięcie bańki. Mówili to nie tylko sceptycy, ale także niektórzy zwolennicy, którzy wyrażali głębokie zaniepokojenie i sugerowali, że być może lepszego czasu na realizację zysków już nie będzie. Było to w okolicach 29 listopada, kiedy bitcoin kosztował ok. 34 tys. złotych. Dziś mamy już ponad 50 tys.

Czytaj także: Czy to już koniec bitcoina i kryptowalut?

Wygląda na to, że bitcoin jest czymś więcej, niż tylko genialnym, innowacyjnym wynalazkiem, który niebawem uzdrowi świat od wszelkich bolączek. Bitcoin przekreśla właśnie cały dorobek naukowy ekonomii, a właściciele giełd i kantorów zacierają ręce i zabierają się do liczenia coraz grubszych prowizji.

Czytaj także: Ryzyko i oszustwo – gdzie jest granica?

Ale czy bitcoin może rosnąć w nieskończoność?

No właśnie – bańka czy rewolucja ekonomiczna? Nowy pieniądz czy pułapka na naiwniaków? Osobiście od zawsze starałem się zachowywać sceptycyzm, pamiętając przede wszystkim o czarnych kartach w historii bitcoina – o tym, że swoją karierę budował on m.in. w darkwebie, że był walutą baronów narkotykowych i hackerów. Jego nieokiełznany rajd ku szczytom rozpoczął się w sumie całkiem niedawno, bo tak naprawdę jeszcze w 2017 roku. I zdawać by się mogło, że jedynym czynnikiem, który wpływa na niecodziennie wzrosty jest popyt napędzany przez chęć szybkiego zysku.

Jeśli zsumujemy to wszystko, rysuje nam się obraz mocno niepokojący, co zauważyła już chociażby Komisja Nadzoru Finansowego oraz bardzo wiele autorytetów ze świata inwestycji, między innymi Warren Buffet, który bitcoina nazywa bańką. Dużo mniej przebiera w słowach legendarny Wilk z Wallstreet – Jordan Belfort. Mówi, że bitcoin to oszustwo.

Bitcoin to łatwa inwestycja

Prawda jest taka, że na bitcoinie można było całkiem dobrze zarobić. Jak na każdej bańce – o ile wejdzie się i wyjdzie w odpowiednich momentach. Jeśli ktoś kupił za 1000 złotych, dziś ma wielokrotnie więcej. Albo raczej będzie miał, kiedy (i o ile) uda mu się podjąć decyzję – wychodzę. A być może właśnie to jest najtrudniejszym elementem inwestowania w bitcoina, bo wejście w inwestycję jest bajecznie łatwe – kupujemy i czekamy.

Problem pojawi się w momencie, gdy nie będzie się dało wypłacić pieniędzy. Mechanizm paniki na wielu rynkach działa tak samo – kiedy mamy run na bank, kończy się gotówka i zostajemy z niczym. Kiedy jest krach, wszyscy sprzedają, a np. na forex musi się znaleźć ktoś, kto będzie chciał od nas odkupić. Na bitcoinie musimy zaufać serwerom, ponieważ panika na bitcoinie zadziała jak atak typu DDOS (zbyt wiele zapytań do serwera i maszyna działa znacznie wolniej lub w ogóle). To właśnie w panice niebezpieczeństwo dostrzegają eksperci z bitcoin.pl:

Giełdy bitcoinowe nie posiadają infrastruktury facebooka czy też bankowej i nie są przystosowane do dużej liczby graczy. W czasie wzrostów takich jak obecnie następuje wzmożony ruch, głównie przez napływ nowych inwestorów. Serwery giełd są przeciążone, pojawiają się problemy z funkcjonowaniem. W przypadku potencjalnej korekty ostatnich kilkunastomiesięcznych wzrostów, musisz zdać sobie sprawę z tego, że możesz się nawet nie zalogować. Wiele giełd może przestać działać lub ich działanie będzie bardzo problematyczne. Nie licz na to, że w razie nagłego spadku kursu szybko wystawisz ofertę sprzedaży. Zanim to zrobisz, kurs może być już kilkanaście czy też kilkadziesiąt procent niżej.

Czy opłaca się jeszcze inwestować w bitcoina?

Kiedy kwota 50 tysięcy trafia na czołówki gazet, nie można przejść obok tego obojętnie. Z pewnością znajdzie się jeszcze cała masa ludzi, którzy uznają, że „jeszcze się załapią”. Ale warto zadać sobie pytanie – czy nie wskakujemy do rozpędzonego pociągu?

Patrząc na ten wykres, odpowiedź sama ciśnie się na usta:

fot. vjkombain, pixabay.com, CC0