Bitcoin: waluta przyszłości czy spekulacyjna bańka?

Mało który temat ekonomiczny wywołuje tak wielkie poruszenie jak Bitcoin. Ta wirtualna waluta ma fanatycznych wielbicieli i równie fanatycznych przeciwników. Co sprawiło, że opuścił nerdowską subkulturę i przeniósł się do powszechnej świadomości? I czy faktycznie Bitcoin jest walutą przyszłości?

Czytaj także: Czy to już koniec bitcoina i kryptowalut?

Co to jest Bitcoin?

Wydawałoby się, że pojęcia Bitcoina nie trzeba tłumaczyć. Przecież trąbią o tym wszystkie serwisy informacyjne w Polsce i na świecie. A jednak przy okazji opisywania tego zjawiska następuje sporo przeinaczeń i przekłamań.

Bitcoin (BTC), dzielący się na 100 000 000 (sto milionów) satoshi, to jedna z ponad tysiąca istniejących na świecie kryptowalut. Kryptowaluta to koncept zaproponowany pod koniec lat 90-tych. Chodzi o pieniądz, który opierałby się na zdecentralizowanych, zaszyfrowanych portfelach. Bitcoin był pierwszą z nich i stanowił pierwszą praktyczną implementację technologii Blockchain.

Blockchain to temat na osobny artykuł (zainteresowanych odsyłam na blog Artura Kurasińskiego), jednak postaram się pokrótce wyjaśnić o co chodzi. Jest to technologia rozproszonej bazy danych. W tradycyjnych bazach danych istnieje jedna centralna baza, która prowadzi rejestr. Może to być kartka papieru, może to być serwer. Użytkownicy, by sprawdzić coś w bazie danych, muszą zwrócić się do centralnego rejestru.

W Blockchainie wszystkie zmiany w rejestrze zapisywane są przez wszystkich uczestników sieci bez pośrednika. Dzięki skomplikowanym zabiegom kryptograficznym są w stanie wykryć wszystkie manipulacje przy rejestrze (po szczegóły odsyłam do podlinkowanego wcześniej artykułu). W teorii sfałszowanie rejestru wymagałoby zgromadzenia mocy obliczeniowej przekraczającej moc obliczeniową wszystkich innych uczestników sieci.

Warto pamiętać, że Bitcoin był pierwszym praktycznym wdrożeniem Blockchain, ale naukowcy i programiści z całego świata pracują nad jego innymi zastosowaniami. Mogą to być np. księgi wieczyste nie wymagające obsługi notariuszy i sądów, transakcje giełdowe bez pośredników czy nawet dokumentacja państwowa.

Wróćmy jednak do Bitcoina. Za pracę na rzecz sieci, czyli poświęcenie dla niej mocy obliczeniowych, użytkownicy wynagradzani są Bitcoinami. To jest „pierwotne” źródło waluty, którym w tradycyjnych walutach fiducjarnych (użytkownicy Bitcoina używają określenia „waluty fiducjarne” względem walut tradycyjnych, jednak sam Bitcoin również jest walutą fiducjarną) są banki centralne państw. W miarę upływu czasu coraz trudniej „wykopać” Bitcoiny, a maksymalna ich liczba w obiegu wynosi 21 mln. Bitcoiny można jednak kupić na różnych bitcoinowych giełdach. W związku z ograniczoną i coraz wolniejszą podażą waluty oraz zwiększonym popytem (upowszechnianiem), Bitcoin ma niejako „wbudowany” mechanizm powodujący deflację, czyli mówiąc prościej wzrost wartości tej waluty.

Zwolennicy Bitcoina twierdzą, że kryptowaluty to przyszłość światowej gospodarki: odporne na fałszowanie, kradzieże, inflację. Nie wymagają pośredników, są niepodatne na manipulacje banków i państw, a wreszcie transakcje przeprowadzone w tej walucie zapewniają pełną anonimowość.

Stosunek państw do tej waluty jest różny. Większość obserwuje jej rozwój. Inne, np. Tajlandia, zakazuje jego używania. Z kolei Estonia pracuje nad własną wersją kryptowaluty, choć od pomysłu na Estcoina do realizacji daleka droga.

Warto zwrócić uwagę, że 1 sierpnia 2017 r. Bitcoin podzielił się w praktyce na dwie waluty, choć trudno na razie oszacować płynące z tego konsekwencje.

Czytaj także: Nie! Bitcoin to nie nowe złoto

Ile wart jest Bitcoin?

Trudno powiedzieć. Serio. Bitcoiny wymieniane są w walutach tradycyjnych na specjalnych bitcoinowych giełdach. A ich kurs podlega ogromnym wahaniom.

Po raz pierwszy Bitcoin przebił się do powszechnej świadomości w 2013 r. Doszło wówczas do dwóch ogromnych rajdów na Bitcoinie.

Najpierw od stycznia do kwietnia 2014 r. podrożał z ok. $13 do prawie $260. To wzrost 2000%, co przekłada się na roczną stopę zwrotu w wysokości 8000%! Jednak w ciągu zaledwie kilku dni BTC spadł w okolice $70, momentami handlowano nim nawet w okolicy $50. Drugi rajd miał miejsce pod koniec roku.

O ile na początku października cena BTC wynosiła ok. $100, to pod koniec listopada sięgała nawet $1150, co daje nam 1150% w dwa miesiące. W efekcie w 2013 r. na Bitcoinie można było zarobić nawet ponad 8800%, co oznacza, że ze $100 zrobiłoby się ponad $8800 w niecały rok.

Jednak te spektakularne zyski byłyby trudne do zrealizaowania. Bitcoin szalał, skakał o kilkadziesiąt lub nawet więcej procent w miesiącu w jedną i w drugą stronę. 5 grudnia 2015 r. na otwarcie cena wynosiła ok. $1335, by dwa dni później zamknąć się ok. $690.

W 2015 r. BTC było notowane przez pewien czas w okolicy $200. Jeszcze w marcu tego roku kosztował poniżej $1000. W maju przekroczył poziom $2000, w sierpniu najpierw $3000, a kilka dni później $4000 (przy czym w lipcu był już poniżej $2000), a na początku września cena zbliżyła się do $5000. Tylko wiecie co? 10 września, kiedy piszę ten artykuł, cena jest znów bliska $4000.

Te gigantyczne zmiany rozpalają wyobraźnię. Są tacy co prognozują $500 tys. lub nawet $1 mln za Bitcoina. Innymi słowy „zawsze będzie rosło”.

Czytaj także: Baronowie bitcoina

Czy Bitcoin to bańka spekulacyjna?

Nie da się ukryć, że wiele za tym przemawia. Począwszy od zdania specjalistów od baniek spekulacyjnych po zdroworozsądkową analizę. W lipcu przed kryptowalutami ostrzegały wspólnie KNF i NBP.

Od początku 2013 r. do początku września 2017 r. kurs BTC wzrósł o niemal 38500% (na jednym zainwestowanym dolarze można było zarobić $38,5).

W porównywalnym okresie (ok. 4,5 roku) przed Wielkim Krachem 1929 r. Dow Jones wzrósł ok. 3800%, czyli dziesięciokrotnie mniej. Kryzys w 2008 r. został wywołany m.in. przez wzrost cen nieruchomości w USA. Przez cztery lata przed kryzysem wyniósł on ok. 25%, a mówiło się o bańce spekulacyjnej.

Skala wzrostu Bitcoina jest wręcz nieprawdopodobna. Oczywiście wynika to również ze stosunkowo małego rynku. Obroty Bitcoinami na całym świecie to z reguły kilkadziesiąt tys. BTC dziennie. Daje nam to kilkadziesiąt milionów dolarów. Obroty na samej nowojorskiej giełdzie wynoszą obecnie ok. 25-35 mld dolarów dziennie, czyli mniej więcej tysiąckrotnie więcej. Mniejszym rynkiem naturalnie łatwiej zachwiać.

Warto też zauważyć, że za Bitcoinem nie stoi żadna wartość. Akcje to dowód współwłasności firmy o określonym majątku. Nieruchomość nawet po najgorszym krachu to miejsce, gdzie można mieszkać. Bitcoin to jedynie zapis elektroniczny wart tyle, ile ktoś zechce zapłacić. Jeśli nikt nie zechce, to jest nic nie warty.

Czytaj także: Wilk z Wall Street widzi w bitcoinie oszustwo

Czy Bitcoin może przejąć funkcję powszechnej waluty?

Blockchain i Bitcoin to zupełnie nowe zjawiska i trudno wyrokować co może się z nimi stać w perspektywie nawet pięciu lat, a co dopiero dłuższej. Jeszcze w latach 90-tych internet uważano za przemijającą modę wśród nerdów. Z drugiej strony historia jest pełna spektakularnych wynalazków, które się nie przyjęły.

Bez wątpienia jednak BTC na razie nie jest gotowy do przyjęcia roli waluty.

Po pierwsze problemem są ogromne wahania jego kursu. BTC co chwila wchodzi w fazy spektakularnego wzrostu lub spektakularnych spadków. Gdyby tak zachowywał się dolar, euro czy złotówka mielibyśmy na zmianę do czynienia z hiperinflacją i hiperdeflacją. Jest to sytuacja absolutnie nie do przyjęcia dla gospodarki. Jeśli dostaję wypłatę 2500 zł to mniej więcej wiem ile mogę za to kupić. Sytuacja, w której jednego dnia mogę utrzymać za to rodzinę, tydzień później stać mnie najwyżej na duże zakupy w dyskoncie, a po kolejnym tygodniu na luksusowe wakacje w tropikach, jest dla większości z nas nie do przyjęcia. Podobnie przedsiębiorca musi wiedzieć, że sprzedaje towar po cenie, która pozwoli mu uregulować należności, podatki i wypracować zysk.

Po drugie ograniczona podaż Bitcoina. Jest to debata podobna do kwestii związanej z parytetem złota. Załóżmy podaż BTC na poziomie 21 mln sztuk. Wg Banku Światowego PKB całego świata w 2014 r. wyniosło ok. 77,9 bln dolarów. Żeby pokryć to zapotrzebowanie, BTC musiałby kosztować ok. 3,7 mld dolarów. Bardzo mało poręczna jednostka. A PKB nie równa się obrotowi światowemu. Zwolennicy Bitcoina będą w tym upatrywali jego przewagi nad tradycyjnymi walutami i roli stabilizującej, ale dojście do tego punktu zajmie znacznie więcej niż kilka lat.

Po trzecie Bitcoin ma bardzo złą prasę. Co prawda nie można go sfałszować czy ukraść, ale już oszustwa na bitcoinowych giełdach nie są takie rzadkie. BTC stanowi też walutę sieciowej szarej strefy: broń, narkotyki, usługi hakerskie, sfałszowane dokumenty i wiele innych podobnych towarów można nabyć za Bitcoina. Posługują się nim również cyberprzestępcy.

Po czwarte wreszcie monopol walutowy państw stanowi ogromne źródło ich siły. Bez walki go nie oddadzą.

Póki co wiele wskazuje na to, że Bitcoin jest raczej bańką spekulacyjną napędzaną modą niż realną alternatywą dla euro i dolara. Wszelkie „inwestycje” w tę walutę są obarczone ogromnym ryzykiem. Trzeba mieć świadomość, że to nie inwestycja, a spekulacja z ponadprzeciętnym ryzykiem straty. Na pewno jednak nie jest to piramida finansowa typu Amber Gold, jak chcieliby niektórzy krytycy. To po prostu towar spekulacyjny, jeden z wielu na rynku, choć wywołuje ogromne emocje.

Niemniej warto śledzić rozwój technologii Blockchain. Nawet jeśli Bitcoin się nie sprawdzi, to niewykluczone, że Blockchain już niedługo stanie się integralną częścią naszego życia, tak jak dziś internet oparty na serwerach.

Czytaj także: Ryzyko i oszustwo – gdzie jest granica?

fot. Tumisu, pixabay,com, CC0

English (angielski) Русский (rosyjski)